Podsumowanie dekady: najlepsze filmy 2010-2020 (osobiste top 25)



Miniona dekada była bardzo chimeryczna. Związała ze sobą produkcje, które podkopały rzetelność kinematografii, spłodziła mnóstwo arcydzieł, urzeczywistniła bytność komiksów w świecie filmu, wreszcie - podzieliła publikę wzdłuż i wszerz. Każdy znajdzie w dekadzie 2010 - 2020 coś dla siebie. Okazji do polemiki i do osądów dotyczących tego, w którą stronę zmierza kino nie brakuje. Do utworzenia rankingu najlepszych mych zdaniem produkcji ostatniego dziesięciolecia podeszłam zaskakująco zwięźle. Jak zwykle w moich przypadku bywa, wybór jest szalenie eklektyczny i różnorodny (być może momentami kontrowersyjny). Oczywiście to tylko fragment. Zdaje sobie sprawę ile jeszcze cudów z tego okresu pozostaje do odkrycia. 

Szybka lista honorowa, czyli o włos do rankingu: Atlas chmur (2010), Incepcja (2010), Wielki Gatsby (2013), Mój tydzień z Marilyn (2011), Jane Eyre (2011), Skowyt (2010), Wenus w futrze (2013), Wilk z Wall Street (2013), Moja łódź podwodna (2010), Mama (2014), Musimy porozmawiać o Kevinie (2011), La La Land (2016), London Town (2016), Carlos (2010), To tylko koniec świata (2016), Uśpiona dziewczyna (2015), Dogman (2018), Człowiek, który zabił Don Kichota (2018), Komunia (2016), Mission Impossible: Fallout (2018), Prawdziwa historia (2017), Mandy (2018), Wilkołak (2018), Dwóch papieży (2019), Parasite (2019), Zoo (2018), To my (2019), Portret kobiety w ogniu (2019), Antygona (2019), Jestem najlepsza. Ja, Tonya (2017), Maniac (2012). 

Przy każdym tytule filmu znajduje się jak zwykle mój muzyczny lub inny wybór w formie uzupełnienia. Wystarczy od miejsc 25 do 1 kliknąć tytuł filmu. 

Bez dalszego przedłużania i niepotrzebnego rozwlekania zaczynamy:

MIEJSCE 25. LOVE reż. Gaspar Noe (2015)

Jaki Gaspar Noe jest każdy widzi, ale czy aby na pewno? Ten kontrowersyjny reżyser już dawno udowodnił, że nie istnieją dla niego żadne bariery czy przeciwwskazania, by łamać jakiekolwiek tabu. Z produkcji, która dla wielu mogłaby mieć znamiona filmu "złego smaku" jest w stanie stworzyć estetyczne arcydzieło. Podobno przepełnione otwartym erotyzmem (subtelnie zahaczającym o dzieło XXX) Love oferuje to, czego nie dał nam Lars von Trier w dwóch częściach Nimfomanki (notabene Nimfomanka o włos, a też znalazłaby się w tym rankingu). Dla mnie jednak to dwie zupełnie inne narracje. Gaspar Noe właściwie podporządkowuje fabułę pod seks i robi to z absolutnym wyczuciem. W Love sporo jest brudu, maniactwa, estetycznego zawirowania i naruszania granic. Ten wybuchowy koktajl gwarantuje fascynujące przeżycie i nie uważam, że jest tu cokolwiek do wstydu.



MIEJSCE 24. SCOTT PILGRIM KONTRA ŚWIAT reż. Edgar Wright (2010)

Ekranizacje komiksów zawładnęły ostatnią dekadą, przy czym w większości były to niezbyt satysfakcjonujące produkcje mainstreamowe. Tymczasem młodzi, zdolni i jak zwykle zdystansowani Brytyjczycy na początku dekady rozminowali komiksową konkurencje rewelacyjnym Scott Pilgrim kontra świat. Oto bohater grany przez Michaela Cerę musi pokonać siedmiu swoich konkurentów, by zdobyć serce ukochanej. Ta prosta fabuła to przede wszystkim mnóstwo dobrego humoru, świetnej warstwy realizacyjnej, kapitalnie rozpisanych dialogów i miksów kultury wysokiej z niską. Nie zawaham się napisać, że Scott Pilgrim pod warstwą kiczu jest dziełem przeznaczonym dla inteligentnego widza. 


MIEJSCE 23. CZARNY ŁABĘDŹ reż. Darren Aronofsky (2010)

Najlepszy Darren Aronofsky z czasów, kiedy jeszcze nie popadł w obłęd własnej nieomylności. Czarny łabędź jest rewelacyjnie skrojoną prostą historią z odpowiednio naznaczoną warstwą psychologiczną, która nabiera cech obłędu, seksualności i chorowitej ambicji. W każdym calu nakreślenie postaci baletnicy Niny (oscarowa perła Natalie Portman) pozostawia wyrwę, która niesamowicie kontrastuje z baletem i historią Odetty z Jeziora łabędziego. Aronofsky doskonale zdał sobie sprawę z tego w jakie tony uderzyć, by zadać jak największy ból, a tym samym stworzyć rewelacyjny dramat psychologiczny zakrawający na horror. Plus na drugim planie: Winona Ryder i Barbara Hershey.


MIEJSCE 22. PEWNEGO RAZU... W HOLLYWOOD reż. Quentin Tarantino (2019)

Zdecydowanie najdojrzalszy film Quentina Tarantino, który przede wszystkim jest hołdem dla minionego świata filmu. Kapitalnie rozpisany na fantastyczne postaci i segmenty oraz rewelacyjnie zagrany. Dla mnie kreacja Leonardo DiCaprio jest w pełni oscarowa ( wybaczcie znów moją złośliwość Leonardo DiCarprio > Joaquin Phoenix). Można się zżymać, że Tarantino znów odtwarza historię po swojemu zmieniając jej bieg, a rzeczywistość była przecież bardziej przerażająca, jednak twórca Pewnego razu... w Hollywood rekompensuje to uwaga... dużym pokładem miłości i empatycznego wyczucia. 


MIEJSCE 21. NIĆ WIDMO reż. Paul Thomas Anderson (2017)

Rok 2017 był wyjątkowo słabym rokiem dla kina. Przykro mi, taka prawda i żadna osoba zakochana w pretensjonalnych Tamtych dniach, tamtych nocach tego nie zmieni. Wróćmy jednak na właściwie tory i zajmijmy się arcydziełem Paula Thomasa Andersona. Nić widmo to przedstawienie toksycznej relacji w twórczym świecie, wiwisekcja tego jak w związku jedna osoba może uzależnić się od drugiej. Reżysersko Anderson przypomina tu bardzo Stanleya Kubricka, więc z pozoru proste elementy potrafią stać się solidnym obuchem w głowę widza. Fantastyczne kreacje Daniela Day Lewisa i Vicky Krieps. Pod względem emocjonalnym Nić widmo należy do niej.



MIEJSCE 20. BIRDMAN reż. Alejandro Gonzales Inarritu (2014)

Toksyczności ciąg dalszy, tylko teraz w formie jednostki. Michael Keaton i zastęp genialnej obsady: Edward Norton, Naomi Watts, Emma Stone (najzdolniejsza aktorka młodego pokolenia dekady 2010-20). Nakręcony nieomalże one shotem portret aktora w kryzysie - innymi słowy opowieść w stylu teatralnego 'a man and a superman'. Inarritu stworzył trochę treść psychologiczną, po części rozbrajającą groteskę. Warto podejść do tego filmu z dystansem, ponieważ jest czym się rozkoszować.

MIEJSCE 19. KOT RABINA reż. Joann Sfar/Antoine Delesvaux (2011)

Jedyna animacja na liście, drugi film nawiązujący do sztuki komiksu. Nigdy nie ukrywałam tego, że Joann Sfar to współcześnie mój ulubiony komiksiarz i satyryk, którego wdzięczność plasuje się w granicach talentu Arta Spiegelmana. Stworzony na podstawie serii komiksów Sfara Kot Rabina to absolutna mieszanka wybuchowa obyczajowości, dobrego żydowskiego humoru i życiowych przemyśleń. W wyjątkowy sposób, ze względu na wielość przekazu i pełną detali estetykę, potrafi poszerzyć horyzonty. Bawiłam się na tym wiele razy i nie przepuściłabym okazji, by zdobyć wszystkie tomy przygód wygadanego Kota Rabina


MIEJSCE 18. MIŁOŚĆ reż. Michael Haneke (2012)

Do dzieł Michaela Haneke nie lubię wracać, ponieważ to twórca, który skupia mnogość smutku i żalu, a ja jako widz kultowy lubię powracać do reżyserów i ich twórczości. Nie zmienia to faktu, że Haneke cenię szalenie wysoko. Miłość jest wyjątkowa i właśnie za sprawą Michaela Haneke nigdy wcześniej nie była prawdziwsza. Prosta historia rozpisana na starsze małżeństwo Georgesa i Annę (cudowni Jean - Louis Trintignant i Emmanuelle Riva) oraz na stopniującą się chorobę kobiety. Najstraszniejsze jest to co prawdziwe, nawet gdy dotyczy prozy życia, lecz tytułowa miłość potrafiłaby zaskoczyć niejednego sceptyka. Miłości się nie zapomina. Wychodzi się z niej w pełni łez z rozdartym sercem. 

MIEJSCE 17. ANONIMUS reż. Roland Emmerich (2011)

Tak. Anonimus, będący historią osadzoną w realiach elżbietańskiej Anglii, to film od twórcy Gwiezdnych wrót i Dnia niepodległości. I pewnie mało z Was słyszało o tym filmie, prawda? Przekrój wszystkich zakulisowych opowieści o dorobku Williama Szekspira, czy też raczej twórczości kogoś innego, nigdy wcześniej nie był tak intrygujący, nawet w Zakochanym Szekspirze (choć to arcydzieło zupełnie innego kalibru). Sama nie spodziewałam się, że Emmericha stać na tak pełną napięcia historię, która jednocześnie jest listem miłosnym do klasyki, do literatury i, co najważniejsze, do mocy pióra. Rhys Ifans w roli hrabiego Oxfordu gra tu rolę życia, pełnie wyzwań aktorskich spełni także: Edward Hogg jako Robert Cecil, Jamie Campbell Bower, Sebastian Armesto jako Ben Jonson, Xavier Samuell, Rafe Spall i wielu innych. Nie tylko dla wielbicieli tuz teatru elżbietańskiego. 


MIEJSCE 16. U NIEJ W DOMU reż. Francois Ozon (2012)

Francois Ozon jest zdecydowanie jednym z najciekawszych współczesnych twórców. Nie da się go zaszufladkować w jednym typie narracji. Jego U niej w domu to zdecydowanie mój typ kina pełnego życzliwości i nieokreślonej przyjaźni buchającej z ekranu. Nieformalne pełne zrozumienie między reżyserem, jego dziełem, a przyszłym odbiorcą. Jak zwykle w przypadku takiego filmu bywa fabuła jest stosunkowo prosta: drogi znudzonego życiem nauczyciela i nastoletniego, uzdolnionego literacko Claude'a schodzą się. Chłopak relacjonuje mężczyźnie codzienne przeżycia. Swym urokiem U niej w domu przypomina nieco niedocenione Wszystko jest iluminacją Lieva Schreibera. W obu przypadkach prostota fabularna kryje pod sobą bezpretensjonalne przemyślenia, które nie są tak łatwe w odbiorze jak się z pozoru wydaje. 


MIEJSCE 15. WIELKIE PIĘKNO reż. Paolo Sorentino (2013)

Bez błyskotliwości Paolo Sorentino współczesne kino włoskie, a nawet współczesne kino europejskie, nie byłoby takie samo. Choć Wielkie piękno nie ma jeszcze skończonych dziesięciu lat już stało się dziełem przełomowym i inspirującym. Sorentino jest niczym Fellini, tylko wyobraźcie sobie, że Wolfgang Amadeusz Mozart żyje w naszych czasach i jest cenioną gwiazdą rocka. Porównanie ma sens, gdy rozbierze się Wielkie piękno na czynniki pierwsze i z filmu o niczym wychodzi monumentalne dzieło o życiu. Soczysta menażeria vs wybitna sztuka, Wieczne Miasto i klasyka włoskiego kina vs disco We Speak No Americano. Oscar w 2014 roku dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w pełni zasłużony. Błyskawicznie miejsce Sorentino w panteonie wielkich też.
 


MIEJSCE 14. LES MISERABLES. NĘDZNICY reż. Tom Hooper (2012)

Wytłumaczmy sobie jedno - Tom Hooper to średni reżyser. Taka bolesna prawda. Jego Koty odbieram jako gwóźdź do trumny dla współczesnego postrzegania musicalu w kinie - tak mało szacunku, zarówno ze strony twórców, jak i widowni. W 2012 podobny los spotkał najświeższą adaptację  Les Miserables. Niesprawiedliwie. Hooperowi udało się ożywić materiał pod względem wizualnym i muzycznym. Nadał Nędznikom niemalże klasyczną formę w wydaniu, które pielęgnuje musical Claude-Michela Schonberga oraz literacki pierwowzór Wiktora Hugo. Fantastycznie zaaranżowane utwory wypadają genialnie w interpretacji świetnie obsadzonych aktorów. Najlepsza kreacja Hugh Jackmana jako Jeana Valjeana, oscarowa Anne Hathaway jako Fantine, groteskowi i niezrównani Sacha Baron Coen i Helena Bonham Carter w roli małżeństwa Thenardierów, przejmujący Eddie Redmayne jako Marius, czy niepozbawiony broadwayowskiego szyku wokalnego Aaron Tveit jako Enjolras . 

MIEJSCE 13. O PÓŁNOCY W PARYŻU reż. Woody Allen (2011)

Woody Allen nostalgicznie o aspirującym pisarzu i niesamowitej podróży w przeszłość. A tak naprawdę Woody Allen o typologii charakterów, przeciwności osobowości i melancholicznym niespełnieniu. Ciężko stwierdzić w jakim wymiarze grany przez Owena Wilsona Gil jest/był odpowiednikiem Allena. Jako postać jest na tyle uniwersalny, że niezwykle łatwo się z nim utożsamić. Jeszcze łatwiej zakochać się w boskim Paryżu lat 20., w kawiarenkach, zabawach, Picassie, Modiglianim, zawadiackim Hemingwayu... O północy w Paryżu to propozycja dla wszystkich tych, którzy żyją przeszłością, a jednocześnie są zbyt wyjątkowi by odnaleźć się w błahości prozy życia. Dla marzycieli i nie tylko.


MIEJSCE 12. OFICER I SZPIEG reż. Roman Polański (2019)

Uwielbiam ostatnie dokonania Polańskiego (obok Oficera i szpiega: Wenus w futrze i Prawdziwa historia) i niezmiernie cieszę się, że już niedługo powróci z nową propozycją wespół z Jerzym Skolimowskim. Po Oficerze i szpiegu nie mogę się doczekać. Analizując na potrzeby filmu aferę Dreyfussa Polański nie tylko broni się przed ostatnimi oskarżeniami. Wskazuje na zmiany społeczno-polityczne, które choć pozostają w pewnym ciągu, jednocześnie są niezmienne na gruncie myślenia zero-jedynkowego. Oficer i szpieg doskonale oddaje wartość historyczną, wgląd w rozwój myślenia totalitarnego rodem z Hanny Arendt, dzięki czemu pieczętuje współczesność. Od strony filmowej, jak zwykle u Romana Polańskiego bywa, mamy do czynienia z kapitalną i trzymającą w napięciu intrygą polityczną. Na deser: Jean Dujardin i Louis Garrel w popisowych rolach. 

MIEJSCE 11. DEBIUTANCI reż. Mike Mills (2010)

Jeżeli w historii kinematografii istnieje najżyczliwszy film jaki kiedykolwiek nakręcono, to oddaje serce i głowę, że są to właśnie Debiutanci (od strony twórczej mogłyby korespondować z kilkoma podanymi w zestawieniu tytułami). Znów to samo: pozornie prosta historia, genialne trio rozpisane na postacie grane przez Ewana McGregora, Christophera Plummera (Oscar!) i Melenie Laurent. Pełna wdzięczności opowieść o przewrotności życia, słodko-gorzka, a nade wszystko przepełniona różnorodną definicją miłości. 

MIEJSCE 10. PRZED PÓŁNOCĄ reż. Richard Linklater (2013)

Zwieńczenie jednej z moich ulubionych trylogii filmowych, choć wszyscy liczą, że opowieść o uczuciu Celine i Jessego przekształci się w tetralogię. Też na to liczę, gdyż tandem Linklater - Julie Delpy - Ethan Hawke jest bezapelacyjnie bezbłędny w budowaniu napięciu i rozliczaniu spraw związkowych z monitoru zdarzeń dziennych. Na przestrzeni Przed wschodem słońca i Przed zachodem słońca relacja Celine i Jessego wiarygodnie ewoluowała. Przed północą jest - póki co - jej godnym zwieńczeniem, a przy tym unikalnym tworem minionej dekady. 

MIEJSCE 9. BÓL I BLASK reż. Pedro Almodovar (2019)

Rok 2019 był kapitalnym rokiem dla kina - jeszcze się o tym przekonacie w moim rankingu. Natomiast Ból i blask okazał się być fascynującym powrotem Pedro Almodovara na szczyt. Ból i blask z wybitną rolą Antonio Banderasa (powinien być Oscar) dla reżysera było rozliczeniem z własnymi słabościami i laurką zadedykowaną czasom dzieciństwa. Ból i blask przypomina Miłość pod tym względem, że widz nie wychodzi z seansu obojętny, tylko z wyrwą w sercu. Potężny emocjonalny kaliber.

MIEJSCE 8. GRAND BUDAPEST HOTEL reż. Wes Anderson (2014)

Uwielbiam Grand Budapest Hotel. Trzeba mieć łeb na karku, by skonstruować taką misterię od bohaterów, po zaplecze wizualne, ze wszystkimi niuansami i niuansikami, z intrygującym twistem i splotem wydarzeń. Minęło już sześć lat, a ja dalej nie mogę wybaczyć (i nigdy nie wybaczę) braku nominacji do nagrody Akademii dla rewelacyjnego Ralpha Fiennsa w roli konsjerża Gustava. Stworzyć groteskowy i brawurowo błyskotliwy scenariusz to jedno, zagrać to drugie. Obok Fiennsa plejada gwiazd: Edward Norton, Adrien Brody, Jude Law, F Murray Abraham, Willem Dafeo, Harvey Keitel, Tony Revolori, Tilda Swinton i wiele, wiele innych znakomitych osobistości, które wypełniają geniusz Andersona. 

MIEJSCE 7. ROCKETMAN reż. Dexter Fletcher (2019)

Dexter Fletcher zmajstrował nie taki sobie pierwszy lepszy biopic o artyście. Oglądaliście Bohemian Rhaspody? Podobał Wam się? Uważacie, że Rami Malek to dobry aktor? Jeżeli tak to chyba sobie żartujecie i nigdy nie przeżywaliście na wstawkach Queen w Nieśmiertelnym. No, ale nie o tym. Malek może brać lekcje aktorstwa od Tarona Egertona. Egerton - zdolny bezczelnie - z lekkością odnajduje się w różnych konwencjach. Wykreowanie Eltona Johna na ekranie było prawdziwym wyzwaniem, a warto zaznaczyć, że młody Brytyjczyk wszystkie utwory śpiewa samodzielnie. Dla samej jednej gry Egertona nie umieszczam Rocketmana tak wysoko. Fletcher z konwencji filmu biograficznego płynnie przechodzi do musicalu, na nowo aranżując najlepsze kawałki Eltona Johna. Klei z tego dzieło lekkie i nadające się do wielokrotnych powtórek, do tańca i śmiechu, do łez i wzruszenia. Po wyjściu z kina chciałam iść natychmiast zobaczyć Rocketmana raz jeszcze. Granie na bezsprzecznie najlepszych emocjach.

MIEJSCE 6. MELANCHOLIA reż. Lars von Trier (2011)

Gdzieś, kiedyś napisałam, że najlepsza apokaliptyczna rzecz, jaka może się przydarzyć ludzkości to akcja z New York, New York, z drugiej części Gremlinów. Nie wycofuję swoich słów, choć jeżeli już ma nadejść kres wszystkiego, to von Trier za sprawą Melancholii wykreował sugestywną alternatywę. Melancholia jest trudnym filmem, momentami niestrawnym w odbiorze. Kto zna jednak twórczość von Triera (prywatnie uwielbiam jego filmy), ten wie, że Duńczyk ma na swoim koncie znacznie "ostrzejsze" dzieła. Z perspektywy czasu Melancholia może okazać się najważniejszym filmem XXI wieku. Jeżeli ktoś tak kiedyś wyrokuje, wzorem za wyborem Mulholland Drive Davida Lyncha, nie będę zdziwiona. Aspekt psychologicznego kina katastroficznego jest najbliższy wszelakim wyrokom kondycji ludzkiej.

MIEJSCE 5. BLADE RUNNER 2049 reż. Denis Villeneuve (2017)

Gdy usłyszałam kilka lat temu, że ktoś ma w planach wskrzeszenie, bądź odnowienie Łowcy androidów Ridleya Scotta, byłam kategorycznie na nie. Wówczas była to dla mnie forma filmowej herezji. Ale potem przyszedł seans w kinie z Blade Runnerem 2049 i ta cicha konstatacja, że tłumaczenie Kafki na język sciene fiction przez Denisa Villeneuve przerasta w pewien sposób oryginał. Po seansie pozostały mi tylko krokodyle łzy. W tym filmie wszystko perfekcyjnie zagrało: klimat, forma wizualna nierażąca nawarstwieniem cyfrowych poprawek, Ryan Gosling jako nomen omen Joe K, motyw o kontraście między kondycją ludzką a rzekomym człowieczeństwem form sztucznych. Villeneuve stworzył dzieło na miarę Odysei kosmicznej Stanleya Kubricka, choć od swojego wielkiego poprzednika jest przystępniejszy. 

MIEJSCE 4. WYSOKA DZIEWCZYNA reż. Kantemir Balagov (2019)

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety po Wysokiej dziewczynie funkcjonuje już nie tylko jako relacja w reportażach Swietłany Aleksijewicz. Zapamiętajcie nazwisko Balagov. Ten młody, niespełna 30-letni, reżyser będzie kiedyś wielkim twórcą. Liczę na to szalenie, ponieważ wydawać by się mogło, że portret dwóch przyjaciółek w powojennej leningradzkiej rzeczywistości zobrazowany w Wysokiej dziewczynie, to reżyserska robota starej wygi, a nie osoby, która dopiero co skończyła szkołę filmową. Balagov odchodzi od wszelkich szkolnych form, szanuje dorobek klasyków, a jednocześnie idzie z duchem czasu, nadając treści bardzo mądre feminatywy. Balagov doskonale rozumie swoje bohaterki, kreśli je z wdzięcznością, umiejętnie krzyżuje obraz traumy i miłości, która w filmie niekiedy wydaje się być ukryta. Ciekawa jestem czy jakikolwiek inny twórca rankingu najlepszych filmów minionej dekady, bez względu na to czy pisze o filmach zawodowo czy amatorsko, wybrał jeszcze Wysoką dziewczynę jako jeden z najlepszych filmów?


MIEJSCE 3. MOWA PTAKÓW reż. Xawery Żuławski (2019)

Niedoceniany i skrycie cenzurowany pośmiertny manifest Andrzeja Żuławskiego, przekonująco oddany przez jego syna Xawerego. Tak - Mowa ptaków to produkcja trudna i w pewnych kręgach kontrowersyjna. Nie jest to film, który tak po prostu poleca się znajomym. Żeby zrozumieć ukrytą potęgę Mowy ptaków trzeba znać trochę kina, literatury, trzeba umieć doświadczać kina. Mowa ptaków to film genialny - w każdym calu i materii. Przede wszystkim to Dziady XXI wieku. Podsumowały współczesną kondycję Polski i Polaków, dlatego możemy się domyślać, dlaczego Mowa ptaków nie została w naszym kraju należycie doceniona. Boże ciało przy wybitności i inności Mowy ptaków to taki sobie grzeczny, pospolity twór, który za bardzo uczepił się modłom polskiej szkoły filmowej. 
Xawery Żuławski wyszedł poza osiągalną dotychczas granicę, udało mu się wyjść naprzeciw wizji Andrzeja Żuławskiego i z filmu rodzinnego utkać film pokoleniowy. Pomogli mu w tym niezastąpieni Andrzej Jaroszewicz i Andrzej Korzyński. Mowa ptaków została też świetnie obsadzona i zagrana: Sebastian Fabijański, Eryk Kulm Jr, Jaśmina Polak, Sebastian Pawlak, Andrzej Chyra, Katarzyna Chojnacka, Żaneta Palica, Marta Żmuda - Trzebiatowska (!). Z całego serca wierzę w takie bezkompromisowe kino.



MIEJSCE 2. JOJO RABBIT reż. Taika Waititi (2019)

Jojo Rabbit nie wiedzieć do końca czemu ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Domyślam się czym to jest spowodowane i dlaczego w Polsce film spod ręki Taiki Waititiego zebrał tyle nieprzychylnych recenzji. Nasza rodzima widownia, przesiąknięta dziesiątkami uprzedzeń i myśleniem czarno-białym, nie jest gotowa na tego typu narracje o czasach wojennych. Tymczasem Jojo Rabbit nie powinien być traktowany w kategoriach filmu wojennego, czy filmu o Holocauście. Taika Waititi to nowozelandzki Żyd. Jego korzenie sięgają Europy Wschodniej. Doskonale wiedział co robi. Napisał pierwszorzędny scenariusz, tak świetnie zaakcentowany na postacie i detale, że wszyscy studenci scenariopisarstwa powinni się na nim uczyć fachu. Podjął się kontrowersyjnej narracji: główny bohater Johannes 'Jojo' (Roman Griffin Davis) chłopiec o dobrym sercu w Hitlerjugend, jego matka Rosie (Scarlett Johansson) - niestrudzona kobieta działająca w ruchu oporu i ukrywająca młodą Żydówkę Elsę (Thomasin McKenzie), wyimaginowany Adolf Hitler (Taika Waititi) i zastęp słodko-gorzkich perypetii, które po zsumowaniu tworzą dzieło antywojenne, nieco bajkowe, choć nie zasadzone na siłę w poprawności politycznej. Trzeba nam właśnie takiego kina, a Taika rewelacyjnie przemyca mądrość w najważniejszych wartościach. Jojo Rabbit mogłabym oglądać cały dzień bez cienia znudzenia.
 

MIEJSCE 1. ARTYSTA reż. Michel Hazanavicius (2011)

Napisać, że Artysta jest hołdem dla konkretnego okresu w dziejach kinematografii, bez której kino nie mogłoby rozwinąć się tak jak to miało miejsce w historii, to tak jakby nic nie napisać. Hazanavicius opowiada o kondycji kina w ogóle, umiejętnie łącząc aspekt twórczy i zawodowy z prywatnym życiem głównego bohatera filmu - George'a Valentina (nagrodzony Oscarem Jean Dujardin - dla mnie aktor dekady). Z Artysty wyciągnąć można wszystko to, co towarzyszyło mi podczas opisów poszczególnych filmów z rankingu. Chociaż czas wydarzeń na osi fabularnej Artysty jest stosunkowo krótki, bez problemu reprezentuje różne warianty postrzegania kina, drogi do sławy, blichtrów i meandrów całej branży filmowej bez względu na to jakiego okresu w dziejach kinematografii by nie dotyczyła. Miłość i dystans do sztuki filmowej w jednym.  

Komentarze

Popularne posty