Scorsese nauczyciel nas wszystkich #3 "Piękna i bestia" (1946)

Podobnie jak w szkole, cykl z filami wybranymi przez Martina Scorsese dla uczniów pojawia się zawsze, wyłączając weekendy. Kto chcę się wtedy uczyć? Jutro serwuję swojej klasie "Noc i mgłę" - zostajemy w klimatach wojennych, na blogu - w o wiele przyjemniejszych. Ostatnia powtórka wspaniałej animacji "Piękna i bestia" z początku lat 90. (jednej z mojej najukochańszych), skłoniła mnie do wyboru arcydzieła Jeana Cocteau, który jako pierwszy urzeczywistnij baśniowy motyw
i zadał uniwersalne pytanie: "Czy zwykła dziewczyna o niezwykłej duszy może pokochać bestię?". Następcy francuskiego poety próbowali rozstrzygnąć ten problem na wiele sposobów, z lepszym lub gorszym skutkiem, zmieniając wątki lub skupiając się na przeszłości Pięknej, zamiast na rozwoju akcji. U Cocteau "Piękna i bestia" nachodzi na film grozy; w latach czterdziestych ubiegłego wieku Jean Marais w niestarzejącej się charakteryzacji wystraszył niejednego widza. Zachwyca natomiast forma - wysublimowana z filozoficznym zacięciem i dopracowaniem estetycznym, tak by wnętrza bohaterów kiełkowały w obliczu zagrożenia, miłości i własnych słabości. Dla Bestii kwestie te nachodzą na archetyp Narcyza, dla Belli konflikt pozostaje zasadniczy. 
Najpiękniejsze u Jeana Cocteau są mini-finały, emocjonalne zakręty i nieprzejednany głos narratora, która przewyższa najlepsze filmowe zabiegi, prześcigające współczesna komputerową papkę. 
W przyszłym roku szykujemy się na mało odkrywczą, aktorską wersję jednej z najlepszym animacji Disneya. W roli głównej Emma Watson. Osobiście  widziałabym wdzięczniejszą Lily Collins. Poczekamy, zobaczmy. 
Dziś zostawiam was z Simply Red i ich najsłynniejszą balladą. Nie wiem dlaczego. 
Również do głosowania w Topie Wszech Czasów. 💕

Komentarze

Popularne posty