Godzina z płytą... - "O czym szumią wierzby" - "The Piper at the Gates of Dawn", Pink Floyd (1967)


Ehh...stało się. Zaczęłam na dobre słuchać Pink Floydów. Pomiędzy znanymi do znudzenia "Another Brick In The Wall" czy "High Hopes" a obejrzeniem "Ściany" Alana Parkera ( przyznam się bez bicia, że oglądałam ten wydłużony teledysk dla kreacji Boba G. nie muzyki Floydów), trafiłam na psychodeliczną wrażliwość pewnego młodocianego wówczas wizjonera, sięgnęłam prehistorycznych czasów jednej z najpopularniejszych grup wszech czasów i dokopałam się do gatunku wymarłego - Syda Barretta. Dokładnie od roku rozumiem na czym polega siła psychiatrycznej gitary, więc nie obyło się bez prywatnych zachwytów nad "See Emily Play" i wszystkimi długimi instrumentalami. Pogrążyłam się przy okazji dalej w uświadomieniu, że słuchać należy wszystkiego bez wyjątku. 
Co zaś się tyczy Pink Floydów - uwielbiam ich świeże początki, nie związane ze smutkiem Watersa i Gilmoura. Kojarzą mi się bardziej z tragiczną zabawą Barretta, wydobyciem poetyckości z nadobniejszego dźwięku. W zasięgu plastycznego umysłu pierwszego lidera PF znajduje się całe bogactwo kolorów i barw. Barrett kierując swoimi kolegami z zespołu świetnie je miesza. Słuchając otwierający karierę bandu "The Piper at the Gates of Dawn", czuć jak Barrett płynnie się wszystkim bawi od nut po słowa, tak by potem mącić dziennikarzom: "Kim była słynna Emily?" Co za tym stoi pierwszy album Pink Floyd to swoista paleta emocji - ich nie zabraknie. Istniały przez całą ich karierę ale nigdy wcześniej ani później nie były tak niebezpieczne jak za czasów siły Syda Barretta. 
Cóż. A z mojej strony nie mogła być to recenzja obiektywna. ☮

Komentarze

  1. Teraz "Another brick in the wall" robi karierę :D
    https://www.youtube.com/watch?v=YR5ApYxkU-U
    https://www.youtube.com/watch?v=5IpYOF4Hi6Q
    Manifa! ✌��

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty