Mamma Mia! Zabójca Jednorożców - recenzja filmu "Siedem piękności Pasqualino" (1975)

Racja między powinnością a zachciankami nie istnieje, gdy wewnątrz Ciebie żyją tajemnicze siły, których nic i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć. Jeśli jednak uda się zrzucić tłamszące ograniczenia i strach oraz możliwym jest zwycięstwo nad skrywaną moralnością, wygrana jest w zasięgu ręki. Taka postawa rządzi się Pasqalino Frafuso oraz jego kreatorką - pełną wyobraźni Leną Wertmuller. Prezentuje temat wyciśnięty przez kino na wszystkie sposoby, ale wygrywa we własnym, niewymuszonym stylu i włącza światełko dla włoskiej wizji komizmu wojny. 

Minęłam się z "Siedmioma pięknościami Pasqualino" odstraszona nieprzyjaznymi recenzjami. Trafił na mój afisz ze względu na moją słabość do oglądania Holocaustu według kina. Teraz wiem, że należny mieć odrobinkę dystansu, by zrozumieć i w praktyce szybko przyzwyczaić się do inność twórców. "Siedem piękności Pasqualino" przypomina w wyglądzie "Rocky Horror Picture Show" - jest w nim wszystko. Określa widza paletą wrażliwości od westchnięcia po obrzydzenie. Wertmuller stara się nie męczyć swojego odbiorcę, tylko co jakiś czas daje mu pstryczka w nos, w stylu "Pobudka, kogutka". Jej dzieło odbiera się każdym zmysłem, ponieważ reżyserka wykorzystuje absolutnie wszystkie atuty. Mam wrażenie, iż nawet pewne wady lub niedopowiedzenia są zamierzone.

Historia: Pasqualino Frafuso utrzymuje się kosztem swojej Matki, babki i siedmiu średnio urodziwych sióstr. Prezentuje typowy, nieco staroświecki przekrój włoskiego mężczyzny: związanego do końca życia z matką, erotomana o dobrym, nieco kiczowatym guście. Oczywiście ma w sobie skrywany honor, odwieczną cosa nostrę, która doprowadza go do pierwszego zgrzytu. Gdy dowiaduje się, że jedna z jego sióstr zostaje zaangażowana w prostytucję, mści się na jej niedoszłym pracodawcy, by odkupić zhańbiony rodzinny wyrok. Wertmuller krąży w tej sekwencji pomiędzy słynnymi westernami z Clintem Eastwoodem a Flipem i Flapem. Ze względu na morderstwo
i brutalne potraktowanie zwłok Pasqualino trafia do zakładu psychiatrycznego. Ucieczką może być dla niego tylko perspektywa wony i służba wojskowa. Z myślą dezertera - pozornie człowieka wolnego, jest świadkiem masakry wsi żydowskiej dokonanej przez nazistów. Schwytany przez hitlerowców trafia do obozu koncentracyjnego. Jego jedyny plan na przeżycie do zamienia się
w próbę udawania uczucia do paskudnej, sadystycznej komendantki obozu.

Wertmuller bez przeszkód żongluje poszczególnymi segmentami. Układa ich jak domino swojej wyobraźni: od fragmentów najlżejszych po finalne najokrutniejsze. Jej Pasqualino sprawia wrażenie osoby, która zmieniała się tylko na potrzeby chwili. W głębi pozostawał taki sam.
Interpretacja grającego Pasqualino Giancarlo Gianniego nie jest subtelna, ale na tym polega mistrzostwo jego aktorstwa. Wbrew pozorom nie otrzymujemy ani Tadeusza Borowskiego, ani zakładnika wilczycy Elsy. Pasqualino to trudny unikat.

Ukazanie prawie odwróconej konwencji kat-ofiara przebiega z prądem na plecach. Pasqualino przemienia się w "nieprawdziwie obłąkanego", a jego relacja z parszywą komendantką staje się akceptowalna. Ostateczna decyzja należy do głównego bohatera. Pomiędzy takim stłoczeniem
a nieomalże fantastycznymi wyobrażeniami, ukazanie mrocznej persony odnajdującej w sobie pierwiastek uczucia, skrywany pod falą kompleksów i chorej ideologii, jest iście humanistyczny.
Ponadto nie blednie wobec oksymoronu politycznego faszystowskiej ery Mussoliniego, wśród którego wygłaszanie własnych przekonań kosztuje więcej od zabójstwa człowieka.
Czy zatem "Siedem piękności Pasqualino" to film o uciecze, wyborze drogi moralności, karmy
i skruchy człowieka? Ocena pozostaje względa, tym bardziej, że stworzono tu własny, odizolowany świat, mieszczący się w historii aczkolwiek  w innym wymiarze. Dla przykładu podam zbicie wojny z Tralfamadornią Kurta Vunneguta. Wybitne dzieło Wertmuller działa z opóźnionym zapłonem; najpierw nakarmi nas satyrą i absurdem - wnioski dostajemy jako część prywatną; do rozważań.

MOJA OCENA: nie zdziwię jeśli za jakiś czas przy najbliższej powtórce "Siedem piękności Pasqualino" znajdzie się w mojej Prywatnej Kolekcji Arcydzieł. Film został chłodno przyjęty
w Europie, moim zdaniem został tu niezrozumiany. Z fanfarami powitała go Ameryka i Oscarowe nominacje, np. najlepszy aktor pierwszoplanowy Giancarlo Giannini, najlepszy scenariusz oryginalny i przede wszystkim nominacja w kategorii najlepsza reżyseria dla pierwszej kobiety.
Ten film to urodzaj.

Komentarze

Popularne posty