Kalendarzyk piłkarski

Pora na podsumowania. I na szczyptę nowości, bo choć działam już prężnie od dwóch lat, nigdy nie pojawiło się coś przypominającego magazynek sportowy, przynajmniej nigdy formalnie. 
Mundial to jedyna taka okazja, tym bardziej jeśli za parę dni czeka nas jego finał - Francja: Chrowacja. Żadnej 'wielkiej trójki': Brazylii, Niemiec czy Argentyny. 
Aha, jak już wspomniałam wczoraj przy "Konformiście", kibic ze mnie niemały, mam nawet kalendarzyk kibica, który został wypełniony wynikami i dodatkowymi uwagami. Najlepsza zabawa świata. Z piłką nożną związana jestem od 2008, kiedy to Torres strzelił w finale Euro gola Niemcom, a Bastian S. najbardziej niemiecki z niemieckich miał spojrzenie sprawcy III wojny światowej. Wojny futballowej rzecz jasna. W Hiszpanii zapanowała wówczas gigantyczna fiesta, przeciętni turyści musieli świętować z nimi zwycięstwo. No i się zaczęło. Potem w 2010 roku przekonałam się mimochodem, że reprezentacja Hiszpanii to moja ekipa i serce tego wyroku nie zmieniło. Po ośmiu latach nadal byłam najbardziej zaangażowana w rozgrywki reprezentacji La Furia Roja, nawet jeśli większość moich ulubionych piłkarzy odeszła lub powoli zbliża się do sportowej emerytury. 

Większość błędnie sądzi, że kibicuje reprezentacji Niemiec. Nie znoszę takiej kalkulacji. Trochę mnie irytuję, ale pewnie ludzie myślą tak ze względu na sfetyszyzowane zainteresowania historyczne i kierunek studiów (😉). Nie jestem - co dumnie wynika z pierwszego akapitu. 
Co do gry zespołu Joachima Loewa na tegorocznych mistrzostwach w Rosji, mam wrażenie, że grali po prostu nudny fussball. Z dyscypliną i powszechnym porządkiem ale bez zapału i determinacji. Z energią grała natomiast Korea Południowa, która Deutschlandy pokonała. Ostatecznie oba zespoły nie wyszły z grupy. Omawiam wszystko od środka, to może od początku: 
Na starcie podobno nikt, nawet Rosjanie, nie wierzyli w sukces ich drużyny. Tymczasem bum: Rosjanie rozgromili Arabię Saudyjską (5:0), później Egipt (3:1). Pokonani przez Urugwaj wyszli z drugiego miejsca z grupy. W 1/8 finału gryźli trawę do końca, doprowadzili do karnych, a tam przez lekkie gwiazdorzenie Czerwonej Furii pokonali moich ulubieńców. Trzeba im to przyznać - grali dzielnie, z pasją, honorowo do końca i odnieśli ogromny sukces, co czyni ich nawet większym bohaterem od starych wyg, którym udało się przejść do półfinałów. 

Druga grupa B: na otwarcie walka Portugalii z Hiszpanii. 3 do 3. Obie drużyny grupę opuściły. Status tej drugiej już omówiłam, czas na Portugalczyków. Po tych Mistrzostwach patrzę na Christiano Ronaldo jak na zupełnie innego gracza. Już nie księżniczkę, tylko wsparcie dla grupy, walecznego i naprawdę zdolnego napastnika. Szczególnie podobało mi się jego zachowanie w meczu 1/8 finału z Urugwajem. Trzeba oddać CR7 należne zaszczyty. 
Zostańmy na chwilę przy drużynie Urugwaju. Wszyscy lubimy "Martwe zło" starą trylogię, która jest wisienką na torcie sesji jesiennej bloga. O remaku tego kultowego dzieła nigdy nie wspominałam. I wciąż jestem w temacie piłki nożnej. I pora na odrobinę jadu z mojej strony, bo jeżeli Urugwaj doszedłby do finału i w tymże finale wygrał, Ministerstwo Kultury znad pięknych widoków w Monteverdi sfinansowałoby kontynuację nowego "Evil dead", która była pozbawiona humoru. Tymczasem zasada kina klasy B jasno mówi: "ilość posoki jest zależna od ilość groteski i dowcipu". 
Urugwaj grał pięknie, jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. 

Przeskakuję do grupy D, omijając C (stąd wyszły Francja i Dania).  Grupa D - grupa śmierci. Argentyńczycy z podburzonym Messim, dzielna Nigeria z bramkarzem moim równolatkiem (tak, poczułam nieuzasadnioną więź i skrycie kibicowałam Nigerii), Islandia jako czarny koń z misterem tych Mistrzostw (nie dyskutujemy o gustach, ja bym inaczej wybrała) i najczynniejszym wsparciem na trybunach, jak na naród Wikingów przystało. Na końcu Chorwacja (moja drużyna numer dwa po Hiszpanach z moim ulubionym piłkarzem Luką Modricem - inteligentnie grającym, dokładnym, szybkim i nieustępliwym). Argentyna ślizgiem wydostała się z grupy. Nie grali tragicznie ale poziom  savoir-vivre'u piłkarskiego wyniósł w ich drużynie poziom depresji. W skrócie: Messi stał się autorytetem wielu ale nie nadaję się na przywódce zespołu, co więcej podobno zażarcie kłóci się z trenerem. Najgorszy był ich brak asertywności, zastąpiony zachowaniem agresywno-pasywnym: celowe kopnięcie leżącego na murawie Rakitica w głowę przez Otamendiego to ruch na definitywną czerwoną kartkę. Tymczasem Maradona trafia z podejrzeniem zawału do szpitala. Pora na piłkarską anegdotkę, wprowadzoną chyba przez Emira Kusturicę: "Rozmawia młody Messi u szczytu formy i Maradona grzebiący w ustach złotą wykałaczką. Nagle Leo mówi: - Ryzykuję utratę kontraktu z tym klubem - na co Diego. - Doprawdy? Ja ryzykowałem choroby weneryczne". Taka to może być ta argentyńska piłka. 

Grupa E: wychodzą Brazylia i Szwajcaria. Ci pierwsi w formie, ale nie po królewsku. Zostaną rozgromieni przez Belgów w ćwierćfinale. Szwajcaria zostanie pokonana przez Szwecję w 1/8 finału. 
Grupa F: wspominałam Niemcy i Koreę. Z grupy wychodzą jednak dobrze taktycznie Szwedzi i zabójczo błyskawiczni Meksykanie. Szwedzi ustąpią dopiero Anglikom, Meksykanie niestety zostaną pokonani przez Brazylijczyków. 

Kto nam został? Ah, tak. Grupa H nam została. Wbrew pozorom Polska nie była najgorszą drużyną na Mistrzostwach, to za sprawą wygranego meczu z Japonią, gdzie ich styl przypominał ten z Euro we Francji dwa lata temu. A teraz bania dziegciu: gra Polaków sprzed meczu z Japonią przypominała seks staruszków. Grali wolno i bez zaangażowania. Nie wspomnę o tym, iż stwierdzam, że nie potrafią poddawać. Byli kompletnie niezgrani i niezorganizowani, wierząc w "jakoś to będzie" i wiadome już "nic się nie stało". Robert Lewandowski - katastrofa. Nie było widać i czuć u niego tej iskry, którą miał Ronaldo. Cytując mojego kolegę ze studiów: "On nie wie, że już nie może".

Przyznaję: wczoraj mecz oglądałam zdawkowo. Winę zwalam na emisję "Konformisty" Bertolucciego i nie mogłam z próżności sobie powtórki odpuścić. Co jakiś czas przeskakiwałam jednak na transmisję spotkania Chorwacja - Anglia, drugiego mecz półfinałowego. Ten pierwszy Francja  - Belgia wydawał mi się zwyczajnie niecharyzmatyczny (Francja jest rewelacyjnie wyszkoloną ekipą ale w starciu z Belgami brakowało im tego czegoś w dramaturgii, co sugerował Luc Besson w czwartej części Taxi). Nie można powiedzieć tego o drugim półfinale. Najpierw zaskakujący gol Anglików. W drugiej połowie wyrównanie i fantastyczny gol Mandżukica w  dogrywce.  Na szczęście odbyło się bez karnych. Trzeba przyznać, że waleczna Anglia była niekonsekwentna w drugiej połowie spotkania. Chorwacja wygrała zasłużenie. Udowodnili, że są drużyną dojrzałą, odpowiedzialną i bystrą. Rakija polała się w Rosji, choć według drugiego scenariusza mogło dojść do powtórki z wojny stuletniej, gdyby do finału weszła Anglia i musiałaby zmierzyć się z Francją. This is England and it's coming home... Liczę na nich w meczu o trzecie miejsce.

W finale kibicować będę Chorwatom. Teoretycznie więcej wiąże mnie z Francją: francuska kinematografia, upodobanie do francuskiej piosenki, Adjani, Trintignant, Vive Le Revolution...
ale piłka nożna jak zwykle okazje się odstępstwem od reguły. Wierzę w Chorwatów i post-jugosłowiańską rozróbę w Moskwie.
To był piękny piłkarski miesiąc. Po raz ostatni podobne sprawozdanie przygotowałam w 2012, wówczas miało inną formę niż to obecne. Szczęście jednak to samo. ⚽⚽⚽

Komentarze

Popularne posty