Nieoszlifowany diament - recenzja "Szamanki" (1996)



Jeżeli wpadniesz w sidła filmowe Andrzeja Żuławskiego z ogromnym  trudem zdołasz się od nich uwolnić. Reżyser jest niczym magnez zbudowany z własnych atomów. W swej wizji przyciąga niepokój a nawet zło. Nie można jednak odmówić mu urzekającego "piękna".
"Szamanka" pozostaje jednak problemem ze względu na podstawę stworzoną przez Gretkowską.

Warszawa. Pomiędzy nieokrzesaną Włoszką (Iwona Petry) a  dość gruboskórnym Michałem (Linda) rodzi się perwersyjna więź oparta głównie na wyuzdanym seksie. Relacja prowadzi do paranoji.

Należy pozbyć się odczucia, że film to zżymanie się z  "Ostatniego tanga w Paryżu" Bertolucciego. Pod fasadą nieścisłości, konwulsji i nieprzychylnej widzowi kakofonii, ukrywa się drugie dno. Żuławski robi wszystko co może, to widać w miniscenakch, przejściach, zabaw tłem.  Pozostaje też wierny swojemu stylowi narracyjnemu, pełno tu bowiem wszystkiego co reżyser kocha najbardziej. Chaotyzm wpada tu w większą skrajność i kontrastuje z wadami "Szamanki" na przykład
z oczywistym manieryzmem Bogusława Lindy, który zapomniał, że nie gra już w "Psach" Pasikowskiego. Szkoda, gdyż jest świetnym aktorem.
Zabiegi narracyjne Żuławskiego są burzone przez brak dynamizmu w dialogach. Sprawiają, że bohaterowie są mdli co  zaprzepaszcza rozwój chemii między nimi.
Natomiast genialnie eksponuje  wspaniałą Iwonę Petry. Uważam, że jest za delikatna do skrajnie masochistycznego kina, niekiedy sprowadzającego   kobietę do podmiotu toaletowego.  Petry tworzy "Szamankę". Straszna szkoda, że tworzenie filmu zakończyło się dla niej bardzo boleśnie. Żuławski miał skłonności do manipulowania aktorkami na planie. Źle wspomniała go już pierwsza żona a potem Isabelle Adjani. Dla Iwony Petry rola Włoszki oznaczała poświęcenie. Nie chodzi tu jedynie o celibat od wegetarianizmu. "Szamanka" musiała być dla artystki dołem emocjonalnym, możliwą przyszłą stratą zawodową. Czy gdyby publika nie odniosła się tak negatywnie w '96, pani Petry byłaby obecnie jedyną aktorką z charyzmą w Polsce ? Tkwił w niej głęboki potencjał. Wystarczy prześledzić jej spojrzenie podczas pierwszych scen.

Co do interpretacji "Szamanki" trzeba wziąć pod uwagę feminizm scenarzystki. Prawdopodobnie szamanizm jest jedynie tłem para-filozoficznym dla perwersji jaką znosi główna bohaterka. Finał - najlepszy w całym filmie-wyjaśnia wszystko lub sprawia, że "Szamanka" staje się bardziej zagadkowa.

Moja ocena: 7/10. dla niewykorzystanych pokładów analiz filozoficzno - moralnych, świetnie ukazanej anonimowej Warszawy i bębnów Andrzeja Korzyńskiego.

PS. ( dla tych którzy widzieli) Film nie promuje sloganu "dziewczyny na politechniki". Nie jest też alternatywą dla "50 twarzy Greya" w ramach zabawy master or servant.

Komentarze

Popularne posty