Wróciłam!
Ale nie z urlopu... ostatnie dwa tygodnie upłynęły mi pod znakiem harówki do późnego popołudnia, ostrych ćwiczeń za kierownicą i poloneza. To środkowe wyszło negatywnie- oblałam praktykę za pierwszym razem. Poirytował mnie fakt, że byłam tak blisko, już witałam się z gąską, podczas gdy ostateczna nota egzaminatora wbiła mnie w fotel tak, aż docisnęłam gaz. Nawet jak o tym myślę to nie umiem solidnie tego opisać.
Whatever... przypominają mi się słowa Jenny Coleman ("Victoria") "Work hard and be kind" - jeśli chcesz odnieść sukces. Nie wiem dlaczego, ale skwitowała najprostszą i najmądrzejszą metodę. Ciężko pracujesz - nie musisz się martwić - myślisz pozytywnie (pod warunkiem, że nie zmyślasz nowych kłopotów) - dużo się śmiejesz. Śmiech i optymizm są super genialne, tylko onieśmielają niektórych ludzi. Pozytywne myślenie sugeruję poszukiwanie rozwiązań i wnioskowanie dobrych stron po przegranych. Życie pozostaje życiem - trzy razy przegrywasz, raz wygrywasz - optymizm i wiara w siebie rekompensują ten status podnoszeniem się po przegranej.
Podczas mojej przerwy artystycznie nie osiągnęłam nic porywającego. Zapadam w sen zimowy, albo przeżywam przesilenie z gonitwą myśli. Powstrzymałam się jednak od tremy scenicznej i wystartował w ostatnim szkolnym konkursie recytatorskim. Oczywiście musiałam zaprezentować tekst Boba Dylana.
Dziwnym trafem nie obyło się bez tajemniczych telefonów, propozycji, wiadomości odnawiających straconą znajomość... Wszystko płynie, pędzi do przodu; tymczasem zbliżają się święta i atmosfera zaczyna być sympatyczna.
Muzycznie u mnie: od Glena Glouda po Black Sabbath. Z dużą przerwą specjalnie dla uroczego Boba Geldolfa i jego Boomtown Rats. Podpatrzone w podręczniku od historii, by życie było ciekawsze a smaczki muzyczne bardziej fascynujące. Stwierdzam, że nie ma to jak jak irlandzkie gospelowanie oraz nic nie porywa tak bardzo jak gitara Iommiego.
Co filmowego: prawdziwy powrót do przeszłości. "Przystanek Alaska", "Rodzina Borgiów" i weryfikacja nowych "Władców Florencji", przypomnienie zasad bankowości i formalności. Czyli ja w swoim historycznym żywiole, z blaku laku kończąca nad dywagacjami Cezarego Borgii z Mikołajem Machiavellim. Innymi słowy mówiąc autorytety też należy mieć.
Wstrzymuję cykl Martina Scorsese, który wróci po Nowym Roku. Do świąt dużo kolęd i cykl z moim filmowym szaleństwem. Dużo produkcji gangsterskich, rodzinnego afiszu i komedii romantycznych. Prawdziwy misz masz przypieczętowany kolędami.
Komentarze
Prześlij komentarz