Full Metal Jacket - prawdopodobnie najlepszy film wojenny jaki powstał


Wygrywa z równie bezbłędnym i niesamowitym "Czasem apokalipsy" Francisa Forda Coppoli tylko w jednym podpunkcie. Oceniłam jedynie warstwę typowo wojenną, żołnierską, mającą miejsce w sferze rekrutów, ćwiczeń czy walk, dlatego nie wzięłam pod uwagę filmów z wojną
w tle; skupiających się na społeczności cywilnej, np. "Lista Schindlera" czy "Pianista". Stanley Kubrick dał nam surowe arcydzieło, bez zbędnego obijania w bawełnę, dzięki czemu przy całym naturalizmie "Pełny magazynek" jest filmem głęboko pacyfistycznym. O jego zaletach
i przesłaniu napisałam poniżej:


1. Długość. Prywatnie stawiam Francisa Forda Coppolę oraz Stanleya Kubricka na tym samym poziomie. Wyżej od nich urzęduje tylko Pan Bóg. Zarówno "Czas apokalipsy" jak i "Full Metal Jacket" są arcygenialne w swoim gatunku i na dobre wyznaczyły styl prowadzenia opowieści wojennych. Zaletą "FMJ" a jednocześnie małą różnicą jest długość obu dzieł. Trzeba mieć zasób czasu i cierpliwości dla "Czasu apokalipsy". Film Kubricka jest nieco krótszy, przez co nie można przyczepić się do reżyserskich rozwleczeń. Niemniej polecam oba filmy jako pozycje sztandarowe
i najlepsze kino wojenne.

2. Bohater. Szeregowy J.T. "Joker" Davis (doskonały Matthew Modine) jest klasycznym wzorem dwuznacznego, niepozbawionego wad młodego mężczyzny wystawionego na nieprzyjemności tego świata. Nie jest idealny, dzięki czemu jest bliski odbiorcy, który może się z nim utożsamiać. Nie wygłasza płomiennych mów, nie zachowuje się heroicznie, jednocześnie nie jest autoodtworzeniem samego siebie. Jest normalny, lecz nieco  zdziczały/otępiały po kilkumiesięcznym szkoleniu. Ostatnio obejrzałam nowy film Mela Gibsona "Przełęcz ocalonych" technicznie bez błędu, aktorsko przeszkolony. Andrew Garfield szarżuje w żołnierskiej idylli - nie będzie zabijał, wierzy w biblijne ideały, a do tego to nieposkromiony buntownik pierwszej klasy, czyli buntownik grzeczny, czyli na autopilocie. Joker jest inny. Mówi, że będzie maszyną do zabijania. Jego hełm odznaczają "Born To Kill" i pacyfka. Zgłasza się do oddziału wojskowych pisarzy, zatem kryje w sobie wrażliwość. Ostatecznie poddaje się okrutnemu wyrokowi. Co ważniejsze: zabija, choć nie potrafi zabić. Kubrick jednak się z nim nie patyczkuje - zapomnijcie o laniu wody. Joker umie wstrzymać oddech
w Wietnamie, zachowuje nieomalże ambiwalentną, zimną krew, z drugiej  strony jest dobry, oddany
i cierpliwy - umie pomagać, ale bez fanfarów. Wojna to nie teatr.

3. Kontrast.  Stanley Kubrick nie byłby sobą, gdyby powstrzymał się od odrobiny krytycyzmu. Zresztą właśnie minimalna wersja satyryczna jest najbardziej pacyfistyczna. Kino wojenne lat 70-80 było istotne. Pokazywało, że Amerykanie postąpili karygodnie angażując się w drugą wojnę indochińską. Coppola, Stone czy Kubrick zerwali z heroizmem trojańskim na korzyść heroizmu kameralnego. Zwycięstwo zależy od wszystkich ludzi, nie od wybitnej jednostki. Wskazują przy tym, że wybitność, mądrość czy odwaga to pojęcia względne, cholerne ogólniki, od których świat jest uzależniony.  Zło czasami lepiej przydaje się w wyznaczaniu granic moralnych, nie tylko dlatego, że jest ciekawsze - jest po prostu naturalniejsze, łatwiejsze do odnalezienia. Dopiero na podstawie zła można odnaleźć dobro. Jedni są wytrzymali (jak Joker), dla innych to zbyt wiele (Pale), jeszcze inni mają to w nosie (Hartman). Paskudne szkolenie niedoświadczonych kadetów wydaje się być niczym przy właściwej wojnie. Reagujemy na to, gdyż nie chcielibyśmy znaleźć się w żadnej z tych sytuacji. Na bazie odstręczenia buduje się pacyfizm filmu wojennego, bo w wojnie nie ma absolutnie nic chwalebnego. Dlatego rewelacyjnie wypadają tragikomiczne dzieła wojenne jak opisywany niedawno film Liny Wertmuller "Siedem piękności Pasqualino"  Jeśli się tym brzydzimy to dorośliśmy do tego, by do wojen nie dochodziło.

4. Podkład. Musicie pamiętać, musicie znać kapitalną czołówkę z "Czasu apokalipsy", gdzie Wietnam wchłaniany jest przez dźwięki "The End" Doorsów. Niezapomniane przeżycie i znamienity przykład jak koloryty i wydarzenia filmowe potrafią płomiennie układać się w rytm odpowiednio dopasowanej melodii. Kubrick jest tego doskonałym przykładem, zresztą sam wielokrotnie powtarzał, że film nie istnieje bez muzyki i prawdopodobnie dzięki temu na amen trafił do mojego serca. W "Full Metal Jacket" usłyszymy rewelacyjną melodię skomponowaną przez Vivian Kubrick, Nancy Sinatrę czy The Rolling Stones. Wielowymiarowość.

5. Wyjątkowi bohaterowie drugoplanowi. Mam tu przede wszystkim na myśli zajadliwego sierżanta Hartmana, który wydziera sobie gardło spod nieposkromionego języka, jakby mu orkiestra wojskowa świstała w bebechach po zatwardzeniu koszarowym obiadkiem, wrażliwego w inny sposób, nieokreślonego odpowiednimi skojarzeniami sierżanta Pale'a z nadwagą - wyjątkowo przerażający i niesamowity Vincent D'Onofrio czy fantastycznego "Zwierza" - w tej roli Adam Baldwin.

6. Wojna nie ma nic wspólnego z poezją, umiera się w barbarzyńskim akcie i nie ma tu nic do pochwały. Taką tezę można postawić w jednej z interpretacji "FMJ". Jednocześnie 7. To film pacyfistyczny w swym brutalnym znaczeniu. Nawet bardziej humanistyczny od ciężkostrawnego dzieła Malicka "Cienka Czerwona Linia" - genialnym, ale zapominającym o swoich czasach, przepełnionymi monologami przemyśleń i symboliki. Wyjście interpretacji pacyfistycznej, wpisującej się w swoje czasy wynika z bezkompromisowości Kubricka. "Full Metal Jacket" jest bowiem jak paleta odkrywająca odcienie zgniłej zieleni, toaletowego błękitu i czerwonej chmury. Absolut doskonały. 


Komentarze

  1. Hartman i Pyle - ten duet jest bezbłędny! I te teksty pana sierżanta... Ech, R. Lee Ermey w swoim żywiole... Zasłużona nominacja do Oscara.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty