Godzina z płytą... - Wojna Dwóch Róż - 28 lat płyty "Violator", Depeche Mode, 1990

Przypomina mi się depeszowska uszczypliwość - zostało mi to po okresie najostrzejszego depeszowania - "bądź fanem DM, znaj tylko Enjoy the Silence". Coś około tego, ale wiadomo do czego się odnosi. Zrozumieć fenomen "Gwałciciela", zatrzymać się nam nim i nie dojść do "Pieśni Wiary i Oddania" czy "Ultry". Uciąć na roku 1990 nowelę zespołu z happy endem. Just Reach Out And Touch Faith.

Jestem o co najmniej dziesięć lat za młoda by pamiętać okres świetność "Enjoy The Silence" czy "Personal Jesus" na antenie MTV. Nie ominęły mnie jednak szkice róż na ścianach i pomysł na tatuaż depeszowskiej róży na przedramieniu (rozpatrywane vel z "Dzikością serca").  Właściwie to powinnam napisać Corbijnowskiej róży i oddać hołd duńskiemu artyście, który do pasma "Violator" wyreżyserował również kilka teledysków, znanych potem pod wspólnym nagraniem "Strange 2". 
W jednym z nich, "Halo", uwiecznił siebie jako opiekuna osła w cyrku. Z tego samego klipu otrzymaliśmy też "najmocarniejszego człowieka na świecie". Wiadomo o jakiego wariata tu chodzi. - w "Violatorze" jeszcze przed narkotykowym upojeniem, ale  już z rozchwianiem emocjonalnym. Złego słowa na Dave'a Gahana nie można powiedzieć. Tak samo jak na resztę. Andy Fletcher przyznał, że praca nad siódmym studyjnym albumem grupy należała do wszystkich. Rama pozostała ta sama: Martin Gore napisał teksty - genialne liryki, Alan Wilder zamienił je w perełki, Gahan dał z siebie maksimum wokalnie, Fletch dał się zrobić w konia.
To po kolei. Warto omówić każdy utwór z osobna (z drobnym naddatkiem b-sidów), przecież w poniedziałku obchodziliśmy 28. rocznicę urodzin tej przełomowej płyty.
World in My Eyes - ulubiona piosenka DM Andy'ego Fletchera. Mieszanka Gore-Gahan jest zabójcza, aż kipi seksualnością. "World In My Eyes" jest niebezpieczne, a port parole to obraz błyskotliwego manipulanta, który bawi się swą publiką. Robi to z ekstazą i skupieniem. Uwaga dziewczyny: nie ma miejsca na jeńców w tej wojnie. Górowanie ciała nad rozumem.
Sweetest Perfection  - Martin znów o skomplikowanych relacjach. Tym razem opowiada o walce w toksycznych związkach. Prywatnie mój powrót do "Violatora" ma psychiatryczne znaczenie. Kworum zatem jest następujące: jeżeli kiedyś doszliście do paranoicznego stopnia uzależnienia od drugiej osoby, Violator jest dla Ciebie.
Personal Jesus - nie będę oryginalna. W tym miejscu rozpoczęła się moja miłość do DM. Opisałam początki dokładniej w zeszłorocznym zestawieniu. Odbierz słuchawkę a uczynię cię wierzącym, a może szukanie paradoksu: tęsknota za wiarą i zaufaniem czy erotyczna zagrywka błyskotliwie uchwycona przez Antona Corbijna w teledysku. Robi się niegrzecznie. W 1990 była tu potrzebna interwencja Kościoła. I tak skończyło się dobrze, w najgorszym razie papież mógł nałożyć encyklikę na Martina. Oberwało się też Fletcherowi, bowiem został on wkręcony przez Alana i Dave'a. Zgrywusy powiedziały okularnikowi, że będzie chyba musiał wziąć lekcje jazdy konnej. Histeria kończy się tu na koniku na biegunach.
Halo - kolejna opowieść o toksycznych zwiąkach. Coś niesamowitego. Skupię się w tym przypadku na teledysku Corbijna. Trójka bohaterów: klaun żongler i urocza żonglerka (Martin i dziewczyna), Strongman zarządzający tym mini cyrkiem + dwie tancerki i pajace w cylindrach. Kontekst jest następujący: Strongman jest zazdrosny o żonglerkę zakochaną w blondwłosym klaunie. Dochodzi do czegoś co w tekście piosenki kryje się za linijką o zrywaniu łańcuchów - Strongman pozwala odejść ukochanej. Smutna mina Gahana i nostalgia sugeruje mi, że poświęcił swoje uczucie dla drugiej osoby. Wybitna szlachetność i to mnie bardzo ujmuję.
Waiting For The Night - prawdopodobnie najładniejsza kołysanka Depeszów. Względnie harmonijna. Pod taflą coldwaveowych sampli kryje się urok najlepszego gotyckiego soundtracku.
Enjoy The Silence - bo król jest tylko jeden. W czasach mojego mediewistycznego szaleństwa chwila, w której widziałam klip Enjoy po raz pierwszy zostanie ze mną na zawsze. Miałam chyba dziesięć lat. Zaciekawiło mnie, że król samotnie wędruje przez tyle kontynentów w poszukiwaniu czegoś... no właśnie czego.  Uderzyło mnie poczucie pustki i samotności. Czy w takim przypadku samotność jest ucieczką czy stanem depresji. Anty-popowa piosenka, rzeczywiście stawia wiele pytań. Polecam b-side "Enjoy The Silence Harmonium" z katedralnymi organkami.
Policy Of Truth - po Personalnym Jezusie to chyba  moja ulubiona pozycja z listy. Martin znów przerabia temat frustrujących uczuć: zazdrość, manipulacja, lęk, pożądanie czy  jego brak, zdrada, poczucie oszukania. Tekst i melodia są płynne, sensualne i elastyczne.
Blue Dress - zaskakujący numer z całości. Chyba najmniej przeze mnie faworyzowany, co nie zmienia faktu, że ciekawy.
Clean - ostatnia pozycja albumowa. Gore spowiada się z alkoholowego nałogu  a w teledysku całuje się przez bite  cztery minuty z modelką. Dave w tym czasie się rozwodzi, Andy idzie się najeść, a Alan jak to Alan pracuje w montażowni.
Bezsprzeczne arcydzieło. 

Komentarze

  1. Zaraz tej płycie stuknie 30-stka - jak ten czas szybko leci... Niedawno ludzie mieli niepełną dwudziestkę, teraz zbliżają się do czterdziestki... Lecz po Twoich postach jestem jednej rzeczy pewna: nawet najstarsza muzyka, która odbiła się w historii będzie trwała wiecznie. WIECZNIE! I znów jest mi trudno ze skomentowaniem - doceniam Twoją opinię, ale trudno mi wskazać Twój ulubiony gatunek...
    Myślałaś o poście o filmach kontrowersyjnych? To jest dopiero sztuka...
    Pozdrawiam bardzo serdecznie, zapraszam do mnie! ♥
    Emma ♥

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty