Odbiornik niewyregulowany


Co nie oznacza, że swoje elektroniczne okna musicie poprawiać.  Nastawcie regulator na najwyższy poziom, weźcie coś mocniejszego i odłóżcie niebezpieczne rzeczy - oto wampiryczne kino tantryczne: podmiot wrażliwie undergroundowy, psychodelicznie skrojony, ironiczny narracyjnie. Wyszukiwanie perełek podziemnego kina niemieckiego czasów politycznego podziału to głównie zabawa w skojarzenia, zwłaszcza gdy jego czołowi artyści sprowadzają większość tzw. wyższych wartości do względnie wynędzniałego poziomu. Nic bardziej mylnego. Do podobnej konsternacji sprowadzał widzów Ken Russell czy Pier Paolo Pasolini - czasami brud nie do zdarcia kryje się pod najczystszą renomą. Dla Berlina Zachodniego pruderia nie jest cnotą, gdyż nikt nie chce nikogo oszukiwać. W "Bad Blood for the Vampyr" owe wyobrażenia zamknięte są w mroczo-lirycznej skali: z jednej strony wdzięczna bajka o Nosferatu o aparycji Martina według George Romero, z drugiej kolokacja ówczesnego systemu wartości społecznych odbijająca się w interpretacji ostatnich dni życia Chrystusa. Odpowiadający za cały ten ambaras awangardowy artysta, Li-san Tibodo, przedstawia industrialną interpretację Ostatniej Wieczerzy a następnie samotnej nocy Zbawiciela w gaju oliwnym. Nie jest to zauważalne na pierwszy rzut oka. Za poukładaną warstwą kryje się mnóstwo chaosu i niezdatny przerost formy nad treścią. Mimo wszystko bałagan z biegiem paradoksalnych dowcipów i zlepkiem metafor z powiązaniami kulturowymi, staje się nad wyraz ujmujący. Postać wampira zaznaczona została pobieżnie. Sięgnąć trzeba głębiej - prawdopodobnie do Judasza. Jeżeli krótkometrażowe dzieło Tibodo nie przekształciło samotności chrystusowej, może prezentować tą judaszową, która nastąpiła po ukrzyżowaniu Jezusa. Tym większe zaskoczenie, ponieważ za pierwszym podejściem nie tak łatwo potraktować "Bad Blood for the Vampyr" z powagą. Prędzej jest to oczywista satyra. Zauważalna jest zwłaszcza w mojej ulubionej (!) scenie, gdy złowieszczy ksiądz poprawiający koloratkę (lub robiący coś na co celibat nie zezwala) próbuje odpędzić od siebie tytułowe wąpierzątko. Więcej nie spoileruję. Zachęcam Was do zapoznania się z tym rzadkim materiałem, który udostępniłam poniżej:  

Addictum: Chyba nie dowiedziałabym się tak prędko o ciekawym dokonaniu Herr Tibodo, gdyby nie Blixa Bargeld. Jego twarz nie trudno przegapić, nawet gdy rzeczywiście obraz jest niewyostrzony. Mogłam o tym nie pisać, ale naszło mnie dziś pewne ukontentowanie, gdy kolejny Niemiec udowodnił swoją wampiryczną naturę. Co więcej: dziś urodziny obchodzi kolejny wampir. Zapraszam dziś wieczorem na wampiryczną Audycję Opisaną. Tschuss!

Komentarze

  1. Ależ się ożłopałem tej (złej) krwi. Oby nie wyszła mi uszami...
    Vampira! Vampira! Vampira!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty