This ain't rock'n'roll, this is genocide

 Obraz może zawierać: tekst „BAD BOY OHNN ANDTHE PROPHET OFDOOM”
Nie tak łatwo napisać dobry musical. Jako twór musi być genialny zarówno jako całość jako pojedyncze fragmenty, które staną się przebojami. Nieprzemijająca kapitalność m.in. "Kotów", "Les Miserables" czy "Upiora w Operze" - to zaledwie garstka musicali kochanych przez widownie przez kilkadziesiąt lat. Gdzieś między tymi sztandarowymi tytułami można odszukać prawdziwe, zaginione i niemainstreamowe perełki. Ot, wspominana kilka dni temat rock opera Daniela Abineriego "Bad Boy Johnny & The Prophets Of Doom". Siła przekazu tworu Abineriego sprawiła, że w pewnych kręgach Kościół katolicki z chęcią ekskomunikowałby to cudo a na jego twórcy odprawił egzorcyzmy. Można się zżymać, zwłaszcza, że od premiery musicalu minęło nieco ponad trzydzieści lat. 

Wbrew pozorom Daniel Abineri skonstruował fabułę bez większych zawiłości. Fabuła rozpoczyna się od narodzin tytułowego Johnny'ego, który przychodzi na świat w muzycznym półświatku. Jego matką jest prostytutka Maria. Tajemnicze przeznaczenie Johnny'ego zaczyna się spełniać, gdy chłopak kradnie gitarę i postanawia założyć zespół. Jego talent odkrywa proboszcz MacLean, czyli czarny charakter opowieści. Dzięki MacLeanowi Johnny i jego kapela "The Prophets Of Doom" dostają się do programu przypominającego X Factor. Publiczność wybiera Johnny'ego jako artystę, którego chcieliby ujrzeć jako nowego papieża na miejsce niechcianego Libertego III. Liberty nie zamierza ustąpić z tronu Piotrowego. Nieoczekiwanie ginie w dziwnych okolicznościach. Johnny zostaje wyświęcony na papieża ludu. Dowiaduje się też, że proboszcz MacLean przed laty zgwałcił jego matkę Marię w konfesjonale i jest prawdziwym ojcem Johnny'ego. Do głównego starcia między Johnny'm a MacLeanem ma dojść w programie rozrywkowym The Vatican Tonite".

Rock opera Abineriego nie zdobyła uznania poza Australią. Premiera musicalu odbyła się w Melbourne w 1989 roku. W roli Johnny'ego występował wówczas młodziutki Russell Crowe (być może w 2012 był najsłabszym wokalnym ogniwem w "Nędznikach" lecz nikt nie zaprzeczy, że Crowe miał ku temu predyspozycje).  Poza Australią "Bad Boy Johnny" miał zadebiutować w 1994 roku na West Endzie. Nie został jednak wystawiony ze względów moralnych. Uznano, że Abineri zbyt otwarcie krytykuje, a wręcz nadmiernie oczernia Kościół. 

Pruderyjność, zwłaszcza pruderyjność na pokaz jest zła. Jest uosobieniem kłamliwego księdza MacLeana. Johnny miał symbolizować bunt i wolność, natomiast zestawienie religii i rock'n'rolla miało ukazać możliwość wyboru i uruchomienie krytycznego myślenia względem wiary przekazywanej przez duchowieństwo. 

Trzydzieści lat później nic się nie zmieniło. Duchowni nadal wykorzystują piękne słowa do manipulowania wiernymi. Przede wszystkim widać to w państwach, w których nie ma konkretnego rozdziału Kościoła od państwa. Nie muszę rozpisywać się dalej, by było wiadome o jakie państwo i o jakich duchownych głównie mi chodzi. Wyobraźcie sobie też czy w tym państwie, w którym dwóch karków stoi przed pomnikiem Jezusa Chrystusa agresywnie spoglądając na każdego z chociażby najmniejszym tęczowym elementem, byłoby możliwe na tę chwilę wystawienie "Bad Boy Johnny & The Prophets Of Doom". Gdy sobie to wyobrazicie zrozumiecie nie tylko siłę musicalu Abineriego, ale również zakłamanie, które nas na co dzień otacza. 

Komentarze

Popularne posty