Niespodzianka urodzinowa


Cieszcie swe oczy i radujcie się z dystansu swej uniżonej narratorki. Oto tekst z pierwszej (nieformalnej wówczas edycji Wizji październikowej) linii "Na fali z horrorami". Status kinomana: zaangażowany, ale nie wszechwiedzący. Z perspektywy czterech lat ten tekst wydaje się co najmniej uroczy, co najwyżej - niezdarny, publicystycznie niezgrabny, choć przejawiający  niewysłowioną miłość do horrorów i początku fascynacji kinem klasy b (w ramach rozrywki). Nie wstydzę się, by odtworzyć ten tekst po latach, przy okazji daje wam, drodzy czytelnicy, wgląd w rozwój mojego stylu. Co do gustu - nie zmienił się, aczkolwiek muszę zaznaczyć, iż obecnie bardziej doceniem, wręcz wielbię: kino Carpentera, Hoopera, Romero, Cravena - ojców założycieli szaleństwa październikowego. Przy okazji robię jedyną, przed nadejściem października, zmyłkę na korzyść faworyzowanego na blogu gatunku, ze względu na krwawą pełnie i najdłuższe zaćmienie tego stulecia. Pora na powrót do przeszłości: 


Na fali z horrorami

"(Uwaga! Całość ma charakter subiektywny i szanuję, każdego kto nie zgadza się z moimi uszczypliwymi opiniami)

W ramach potrzebnego wstępu:
Październik to oniryczny miesiąc. Otrzymujemy znaki, że potrzebujemy klimatycznej dawki sentymentalizmu - naszego uwielbianego, niedoścignionego strachu. Niezbędna dawka adrenaliny budzi się w nas jak potwory powstają do mordobicia o blasku księżyca. Nasze empiryczne lęki pozostaną tylko tworem naszej wyobraźni, którą zaspokoić mogą dobrze skonstruowane obrazy: zapadające w pamięci przez dany kunszt reżyserski. Oddajmy się filmom - ponurym i mrocznym lub przerażającym aczkolwiek głupim. Zwracam tu subiektywnie uwagę na tytuły ciekawe i te nieco gorsze. Subiektywnie.
Znalezione obrazy dla zapytania evil dead 1981 tumblr
1) Część pierwsza: czyli dlaczego otrzymujemy tryliony filmów klasy b rocznie i najczęściej są to horrory.
Ksenofobicznie oberwie się tu Włochom, na zdrowe wprowadzenie. Bicze zwieńczymy na (nie)oryginalności amerykańskich twórców w kopiowaniu.
"Noc żywych trupów" może być klasykiem, mogło zapisać się na wieki wieczyste w panteonie horroru i zapewne nikt ( a przynajmniej ja ) nie miałby dalekosiężnych pretensji, gdyby powstała tylko jedna pierwotna część, gdyż jak na lata 60. zombie movie było tak enigmatyczne jak spór o miedze Kargula i Pawlaka ( nomen omen ).
Tymczasem spuszczam beczkę pomidorów na George'a A. Romero, który zrewolucjonizował horror, wprowadzając tematykę współczesną, otwierając przy tym bramę do niebios prężącej się mniej ambitnej klasie. Fabuła jak na te klimaty prosta, więc czegokolwiek nie napiszę, to i tak zdradzę za wiele. Ważniejszy jest tu element zaskoczenia jak na tamte czasy: głównym bohaterem okazuje się sympatyczny, czarnoskóry młodzieniec, który bohatersko ratuje wąską grupę sterroryzowanych przez zombiszczaków kanibali ludzi. O zrobieniu z herosa Afroamerykanina mógł pokusić się tylko niezależny, debiutujący reżyser - chwała mu za to.
Mimo całego idiotyzmu buchającego z ekranu, trzeba przyznać, że dzieło Romero stało się pozycją kultową i arcydziełem dla fanów gatunku. Nie odmawiajmy nikomu przyjemności pod postacią mnogich sequeli i sitcomów ( bardziej tandetniejszych ) ale otwórzmy oczy. Szkoda samego reżysera. Romero spełnił się komercyjnie ale nie zawodowo. Swój niewykorzystany potencjał przejawił w "Martinie" z 1977, psychoanalitycznej opowieści o zagubionym nastolatku ( brawa dla odtwórcy głównej roli) fobicznie udającym dziecko nocy w poszukiwaniach sensu niegodziwej egzystencji. Idealnym podsumowaniem jest gorzki finał. Romero nigdy nie będzie lepszy. W ciągu dziesięcioleci otrzymamy jeszcze setki pozycji o zombie. Nie warto.
Znalezione obrazy dla zapytania george a romero tumblrZnalezione obrazy dla zapytania dawn of the dead  tumblr gif
2)"Panie Pogorzelski - robisz swoje" "Ja gorę". No właśnie.

Musiałam. Dla jednych gore kończy się zwróceniem pysznego obiadku w toalecie, dla innych to porządna dawka rozrywki pod postacią flaków i niezłego humoru. Nie można brać tego gatunku poważnie. Znów oberwie się Włochom, ponieważ podchodzili do tematu ( przynajmniej chcieli ) na poważnie i ambitnie. Kontrowersyjne ukazanie ludzkich schorzeń: diametralnie pretensjonalny szał kanibalizmu, głęboko w dżungli na tle mantry filmowców. Wykonane tak realistycznie, że reżyser musiał spowiadać się w sądzie, z faktu, czy przypadkiem nie dokonano prawdziwych ludobójstw. Niby minęło wtedy około dwadzieścia lat od zrealizowania pierwszego gore, ale wciąż jakby "uczyło się chodzić". Tonąć będzie w pieluchach jak Titanic po zderzeniu z górą lodową do chwili brawurowego debiutu Sama Raimiego. Nie będzie to kino inteligentne. Treść "Martwego zła" rozciąga się na granicy horroru absurdu - jest to tak głupie, że aż śmieszne a przez to genialne. Raimi wprowadził nie tylko herosa Asha ( świetny Bruce Campbell, który Ashem Williamsem pozostanie do śmierci ) ale różnorodne zabiegi nowatorskie opierające się na technice najwyższych lotów. Demony i wszelkie zjawy wyglądają tu tak realistycznie, że dzisiejszy twórcy mogą się wstydzić brakiem sugestywności. Król gore jest tylko jeden - jest nim Sam Raimi o twarzy Campbella, dzierżącego berło heroizmu w walce ze straszakami, przez trzy godne polecenia części, mało tego raz w średniowieczu. Raimi idzie o krok dalej - absurd ma tu charakter surrealizmu. Niby banalne a jednak psychodelicznie i to na wesoło. Humor - częsty i gęsty - nawet groteska - można stać się fanem gore, uwielbiać serię "Martwego zła" i w końcu powiedzieć: " Oglądałem/łam rewelacyjny film klasy b - perełka ".
Nieco później debiutował Peter Jackson. Gratuluję zapału, ponieważ gdyby wszyscy reżyserzy działali tak jak oni, nie mielibyśmy słabych filmów. Mam na myśli poświęcenie z jakim Nowozelandczyk podszedł do wymarzonego projektu, który kręcił przez cztery lata w weekendy zbierając samodzielnie fundusze ze wszystkich stron. Trylogia "Złego smaku" jest może odpychająca, ale to ta sama marka co Raimi, tylko trochę bardziej esencjonalna, w dosłownym znaczeniu. Pierwsza fala chwały (druga będzie już oscarowa) dla Jacksona nadejdzie wraz z "Martwicą mózgu". Aby to zrozumieć, bo opowiedzieć się o tym nie da, należy obejrzeć finałową walkę Lionela ( Jacksonowskiego herosa, ale Ash był sympatyczniejszy) z kosiarką naprzeciw pierdołowatej grupie zombie. Niewiarygodne. Dodam, iż przeznaczono do tej sekwencji 300 litrów krwi. Całość jest bibisekcją dla widzów. Potem nadejdzie druga fala chwały dla Jacksona.
Koniec mojej idylli z gore. Obecnie zmierza ono w kierunku najobrzydliwszym i już chyba nigdy nie osiągnie lubości Jacksona czy Raimiego. Robi się tak beznadziejnie brutalnie, za aż niepotrzebnie. Wystarczy spojrzeć na "Hostel", gdzie kolega Tarantino, Eli Roth żywym nie przepuści. Tu pole do popisu odnalazł pewien Norweg, wykorzystując stare chwyty kolegów po fachu, zgwałcił historię. Zima średniowiecza dla nazistów czy nie: "Zombie SS ein und zwei " to koszmar nad koszmary. Gore pozostaje tylko i wyłącznie w kultowych latach 80. Nawet Bruce Campbell pozostawia wiele do życzenia w serialu "Ash vs. Evil dead". Heros z brzuszkiem to parodia, parodii czarnego humoru.
Znalezione obrazy dla zapytania evil dead gif
3) O dwóch ( trzech ) takich co nic nie ukradli. 
Trochę przesadziłam. Nigdy nie zrozumiem fenomenu Carpentera, świętej pamięci Cravena czy Hoopera ( nie mylić z Tomem Hooperem broń boże ). Ich filmy (przynajmniej niektóre) są kultowe, jednak to ta sama liga co Romero, tylko amerykańska, slasherowska. Panowie rywalizowali ze sobą w slasherowskim szale.
Wesa Cravena trudno mi krytykować, jednakże jego filmy są dla mnie nudne i męczące. "Koszmar z ulicy wiązów" trzyma w napięciu, będąc równocześnie problematyczną kwestią nastoletniej psychiki ( w kulturze amerykańskiej ).  Aczkolwiek Freddy Kruger - ma on swój niepowtarzalny urok - trąci myszką.
"Krzyk" to mój ulubiony przykład slashera - przy tym jest niedościgniony w swym gatunku, przynajmniej pierwsza część. Otrzymujemy zdrową dawkę brutalności, bez zbędnego kiczu. Zresztą "Krzyk" to wszystko co wiedzieć byście chcieli o reżyserze ale baliście się zapytać - przywołuje jego debiut "Ostatni dom po lewej". Pozostaje przy tym zgrabną satyrą. We "Wzgórza mają oczy" odnajduję rywalizacje z Hooperem. Najsłabsza, niestraszna, nietrzymająca w napięciu seria Cravena, która paradoksalnie otworzyła mu ścieżki chwały.
Gorszy problem mam z jego zacnymi kolegami: Carpenterem i Hooperem. Czytając poszczególne recenzje tego pierwszego, cały czas spotykałam się z : "szkoda, że reżyser nie był w formie". Kiedy był w takim razie ?
Znalezione obrazy dla zapytania freddy krueger gif

4) Sympathy for a devil
Spokojnie nie będę krytykować Friedkina, twórcy "Egzorcysty" z 1973. Przyznaję, że bałam się filmu jak dziecko z płaczem chowając oczy pod kołdrą i licząc kolejne nieprzespane noce, mam pewien szacunek i z respektem wspominam demoniczną Lindę Blair, której potencjał nie wyszedł z poza ramy horroru. Może i lepiej zważywszy, że proponowano jej rolę w Gwiezdnych wojnach. Bogu dzięki.
Trudno krytykować "Egzorcystę" jednak arcydzieło to nie jest. Mimo to stadium opętanej dziewczynki po gierkach ezoterycznych, jej sfrustrowanej matki i dwóch mało empirycznych duchownych nie powinno się oglądać samemu, a na widok onanizującej się krzyżem nastolatki, odwracającej łepetynę z wywieszonym językiem o 360* można dostać palpitacji serca. Kontrowersja jest tu czynnikiem najważniejszym i cokolwiek by to znaczyło - najmądrzejszym. Walka dobra i zła jest tu sarkastyczna. W porównaniu do swoich następców "Egzorcysta" nie nudzi i szokuje do dziś. Na marginesie - Regan jakakolwiek straszna by nie była, nie dorasta do pięt małemu Damienowi Thornowi z " Omenu".
Po wielkie surrealistyczne kino satanistyczne możemy sięgnąć w zakresie własnego ogródka. Przoduje tu "Matka Joanna od Aniołów" Kawalerowicza, który bezbłędnie zaciera nam prawdę przed oczyma. Scena egzorcyzmów to majstersztyk. Popis umiejętności starej polskiej szkoły filmowej z wykorzystaniem wszystkich możliwych aspektów kręcenia. Genialne, proste a jakie efektowne. Rozmowa egzorcysty z rabinem to alegoryczna anegdota nawiązująca do biograficznych wątków Iwaszkiewicza, do wojny i kwestii ideologicznych. Czy światem rządzi szatan ? Lub być może wszystko rozkłada się na ludzkich potrzebach niższego szczebla ? Podobną wersję ( chuć jako napęd opowieści) zainicjował Andrzej Żuławski w "Opętaniu", bazując przy kreowaniu postaci Marka i Anny na własnych doświadczeniach. Kobieta porzuca męża i kochanka dla humanoidalnej istoty, która w mrocznym finale staje się spełnieniem jej marzeń. W międzyczasie przechodzi liczne wątpliwości i załamania popadając w obłęd. Ekstrementy są tu tylko podkreśleniem męczącej relacji małżonków a równocześnie popisowym zwieńczeniem szaleństwa. Aktorskie umiejętności Isabelle Adjani to mistrzostwo na wysokościach. Można składać jej pokłony, ponieważ nikt, chyba nawet Jack Nickolson w "Lśnieniu" nie stworzył równie paranoidalnej wizji obudzenia w sobie demona. Koniec jak możemy się spodziewać jest tragiczny ale wypada perfekcyjnie.
Znalezione obrazy dla zapytania possession 1981 gif
5) Niemiecki ekspresjonizm i skandynawskie eksperymenty.
Zaczęłam zachwalać. Zaraz popłynie więcej miodu. Kanon kina grozy i jego klasyczny początek odnajdziemy w Niemczech, dokładniej u Friedricha Wilhelma Murnau. Stworzył piękne i nieśmiertelne arcydzieło, które dzisiaj respektuje znaną nam wampiromanie ( do końca lat 90 przynajmniej i nie we wszystkich wizjach). By tego dokonać wygrał wojnę drobnym oszustwem, wywracając do góry nogami stosunkowo nudne powieścidło garderobianego Brama Stokera. "Symfonia grozy" jest cudowna, choć z perspektywy czasu oceniam ją z nostalgią i pod pryzmatem następców Murnau.
Było to też swoiste, słodkie "bum" na nurt ekspresjonistyczny. Oglądając Maxa Schrenka w scenie finałowego unicestwienia wiem, że mam do czynienia z dziełem sztuki. Prawdopodobnie o podobną wizję pokusiłby się Fritz Lang, gdyby dziesięć lat później pozwoliłby mu na to realia. Niestety wraz z nadejściem Hitlera moje ukochane kino ekspresjonistyczne umarło dla wysokobudżetowych propagandówek UFA. Nie zmieniając tematu - podobną wisienką na polukrowanym torcie jest "Gabinet doktora Caligariego", "Golem" i wiele innych arcydzieł, które  dziś nie straszą ale są niezrównane.
Kopiowaniem stylu i wprowadzaniem własnych poprawek zajęli się Skandynawowie. Tak oto otrzymaliśmy moralizatorsko niebezpieczny w odbiorze "Furman śmierci" lub "Czarownice" Benjamina Christensena - na pół próba dokumentalizacji sabatów sympatyczek piekielnych. Od ponad 90 lat ma to swój efekt, aczkolwiek diablątko z lubieżnym jęzorem, nie odnalazłby się we współczesnych czasach.

6) Wampir umarł.
Za duży dramat na Mozartowskie "Requiem". To co kiedyś nazwalibyśmy wampirycznym kinem umarło wraz ze zniewieściałą wizją Stephanie Meyer. Pokuta większa niż u  Kinga, gdyż jej "Zmierzch" to tak jakby zrobić kupę w domu Murnau.
Dawne stare kino, zrezygnowało ze stereotypów. Werner Herzog ożywił na nowo wampira dając mu twarz Klausa Kinskiego - najbrzydszy wąpierz świata był Polakiem z pochodzenia. Ekspresjonizm odżył po parędziesięciu latach martwicy. W wampirzym kinie debiutował Tony Scott - brat Ridleya. "Zagadka nieśmiertelności" to jeden z moich ulubionych majstersztyków - konkluzja następująca: namiętności są wielkie ale czy nieśmiertelna miłość nie pozostaje tylko dogmatem poetów ? Wnikliwe, dojrzałe i o dziwo odkrywcze.
Wśród wszystkich adaptacji przygód rumuńskiego księcia najjaśniej błyszczy tylko ta jedna. Francis Ford Coppola dokonał prawdziwej rewolucji. Kwiecisty splendor dla romansu grozy, nieśmiertelny jak uczucie tytułowego bohatera. Chwała twórcom "Draculi" z 1992 przez " oceany czasu", gdyż nie da się opisać najpiękniejszymi słowami tego co czuje się po seansie. Równocześnie to najbardziej ekspresyjny obraz Coppoli, który składa hołd niemieckim introwertykom, zachowując oryginalność.
Moja ostatnia pozycja z wampirzej wariacji: "Wywiad z wampirem" Neala Jordana - najlepszy film Irlandczyka i wisienka na torcie w zestawieniu. Rewelacyjny pomysł: spowiedź nieumarłego nad bezsensem życia, gdzie narodzin i śmierć są tak samo ważne. Jedno i drugie może nas zaprowadzić do końca lub otworzyć nowe drzwi. Jordan manipuluje widzem, który ma wątpliwości po której stronie stanąć."
Znalezione obrazy dla zapytania nosferatu 1976 gif
PRZY KOLACJI TRWA OŻYWIONA ROZMOWA...

WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO IN MY SECRET ROOM
🎬

Komentarze