Godzina z płytą...- "Przez wszechświat do Ameryki" - "Young Americans", David Bowie


Król David Bowie. Wielki David Bowie. Bóg muzycznego epicentrum - David Bowie. Przynajmniej dla mnie. Towarzyszy mi od dziesięciu lat, co ciekawe długo nie wiedziałam, że David Bowie to David Bowie. Pierwszy raz usłyszałam jego piosenkę
w końcowej serenadzie "Elephant Love Madley" w wykonaniu Ewana McGregora oraz Nicole Kidman. Oczywiście było to "Heroes". Potem dowiedziałam się kim napradę jest David Bowie za sprawą "Golden Years". Niestety po drodze zaliczyłam dwuletni dół muzyczny - mainstreamowy - więc moje uczucie do Starmana odżyło w ubiegłe wakacje, w czasie malcolmowo-mcdowellowego szału, post pomarańczowego, czyli konkretyzując po hipnotyzujących "Ludziach-kotach" i fenomenalnym "Putting out fire". Z przykrością dowiedziałam się, że mój muzyczny
i filozoficzny mentor nie żyje.

W dzisiejszym odcinku "Godziny z płytą" wybrałam drugą swoją ukochaną - przesączoną filadelfijskim soulem i gitarowymi wibracjami - "Young Americans", za którą kryje się amerykańska intuicja muzyczna oraz kokainowy szał - życie na bananach, płatkach owsianych oraz białym proszku na śniadanie, obiad, deser i kolacje. Wychudzony David Bowie, z problemami małżeńskimi, porzucił maskę Ziggy'ego Stardusta, by wyruszyć na kolejny podbój Ameryki. W dyskografii Mistrza pozostaje wydawnictwem wyjątkowym- nie pozbawionym rock'n'rollowego zacięcia ze swingującym ujęciem. Uwodzi od utworu tytułowego, w którym Bowie swobodnie żongluje konwencją amerykańską, bodząc z lirycznym krytycyzmem zza Atlantyk: "Do you remember your president Nixon? Do you remember the bills you have to paid or even yesterday?". Następnie subtelnie przechodzi do "Win". Idealnie wpasowujące się żeńskie chórki, wprowadzają nostalgiczny klimat - "Me, I hope that I'm crazy" z pełnią uczucia, najszczerzej od siebie. David Bowie, któremu zarzuca się sztuczność - tutaj jest całym sobą. Pozostaje tajemniczy, ale przecież to David Bowie. W dodatku to perfekcyjny obserwator. Odkurza to co w USA nas fascynuję oraz przygnębia ("Fascination"), wspomina bóle i porażki osobiste, które stanęły pomiędzy nim a jego żoną Angelą - wskazuje na ułomność
w dokonywaniu prawidłowych wyborów. Można powtórzyć mądrości za Włóczykijem: "Nie wszystko co słuszne jest dla Ciebie dobre". Bowie, niczym Włóczykij, krążący gdzieś po Nowym Jorku, bawiący się muzyką i poszukujący nowych wyzwań - od "Somebody Up There Likes Me" po "Across The Universe" napisane przez zaprzyjaźnionych Johna Lennona oraz Paula McCartneya. Sugestywnym zwieńczeniem płyty jest kultowe "Fame" oddające trud kariery. Wszystko ukryte jest czasami pod grubą fasadą, myślę że David Bowie zawsze wychodzi twarzowo.

David Bowie pojawi się w najbliższej "Baśniowej sobocie". Ukształtował mój światopogląd i nawet nie wiedziałam, że to on!

Komentarze

Popularne posty