LIBERA ME: Tydzień z Tomkiem Beksińskim

Wiem, że zawaliłam. Zawalam od ponad dwóch tygodni brakiem "Poetyckich wieczorów w baśniowe soboty", teraz dwudniową przerwą w przedstawianiu sylwetki Tomasza Beksińskiego. Jako usprawiedliwienie mogę podać bardzo dużo pracy (nie obejrzałam nawet powtórek "Ojca chrzestnego, więc nie kłamię), po drugie coś mnie bierze: paskudne wirusisko, niewinnie rozpoczęte katarem. Przesilenie jesienne jest piękne ale bywa zdradliwe: od rana mglisto i ponuro, potem słonecznie. Klimat sprzyja "syndromowi Boba Dylana" - tak ochrzciłam okres, który towarzyszyć nam będzie do grudnia.

Wrócę do naszego bohatera, niezwykłego Tomasz Beksińskiego. Od dzisiaj w kinach możemy podziwiać dzieło Janka Matuszyńskiego - od czytania i oglądania z nim wywiadów uznałam go za swoje nowe filmowe oczko w głowie. Zdolna "bestia" w najlepszym znaczeniu, dlatego na "Ostatnią rodzinę" mam zamiar wybrać się podwójnie.
Z Tomka to musiał być jednak wampir energetyczny. Najprawdopodobniej z naciskiem na "magnetyczny", z powodu wpływu i zasięgu na słuchaczy oraz moc jakim im przekazywał dzięki swoim audycjom. Tylko dlaczego piszę o tym, skoro to oczywista oczywistość?
Wspominam o tym, ponieważ razem z Tomaszem Beksińskim wchodzę w najbardziej oniryczny etap roku - trwający od października do końca listopada, u mnie na blogu jedynie przez najbliższy miesiąc. O tym później.

Tomasz Beksiński jako wampir, ekscentryk biegający w pelerynie rodem z "Londynu o północy" na premierze Draculi, jedyny Polak należący do Światowego Stowarzyszenia Wampirycznego, czyli z ogromnym sercem do spraw niezrozumianych przez innych. Udowadniał tym, że oryginalność jest piękna. Pozostawał w tym dzieckiem, gdy fani domagali się od niego właśnie wampira.

Komentarze

Popularne posty