Tam gdzie człowiek nie sięgnie, sięga wyobraźnia - recenzja "Star Trek: W nieznane" (2016)


Star Trek jest potężne. Potrafi zawładnąć wyobraźnią i stwarza niesamowite poczucie iluzji
o wszechwładzy człowieka. Zawiera także morał, przestrzegając przed zagrożeniami technologicznymi i cywilizacyjnymi. Idealna przygoda w kosmosie. 

Trzecia część nowej odsłony rozpoczyna się, gdy James T. Kirk (dopasowany do swej roli Chris Pine) na dobre obejmuje kapitański stołek USS Enterprise. Pokrywa się to z wewnętrznym dylematem głównego bohatera. Podobne rozterki dotykają pozostałych członków załogi, którą czeka kolejna misja. Tytułowe "nieznane" w przypadku Star Trek można sprowadzić do walki
z demonicznym Krallem pragnącym z pomocą super broni zniszczyć światy federacji, a niewiadomą, która rośnie wraz z napięciem, aż do końca seansu. Dobrany duet twórców: Simon Pegg (występujący również jako bystry inżynier Scotty) oraz Doug Jung, umiejętnie balansuje między rozwojem między postaciami, wprowadzeniem gagów oraz emocji, najczęściej balansujących między zachwytem a wstrzymywaniem oddechu. Na ekranie dzieją się rzeczy - nie powinnam ich zdradzać - zaskakujące, wprawiające w osłupienie starych fanów. Przemieniają się w inne rozwiązania dla bohaterów. Budowanie światów będących wirtuozerią fantazji nie byłby tak wspaniałe bez nieszablonowych postaci, z których każda ma coś do zaoferowania. Bawienie się psychologią
w kosmosie połączona z kapitalnymi, nienarzucającymi się dialogami o wyzwaniach ludzkości, bije na głowę papierkowość nowych Gwiezdnych Wojen. "Star Trek: W nieznane" z mocną strukturą ukazuje klasę i nawet jeśli nie przysporzy kolejnych fanów (zakładam, że będzie odwrotnie) nie zostanie skazany na krytykę od fanów zaawansowanych. Co więcej, udowadnia, że uwspółcześnianie modelu, przekształca się w zabawę a nie w naiwną głupkowatość czy zbędne naciąganie. 
Dzięki obecnej załodze filmowej i realnej USS Enterprise istnieje grupa, którą można pokochać lub zakochać się na nowo w starej. Powstało jeszcze mocniejsze kosmiczne uniwersum.

Moja ocena: uwielbiam chemie między bohaterami i ich wielowątkowość. Od racjonalnego na wyrost Spocka po rosyjskiego geniusza Chekova. Za nich i fenomenalne stworzenie scen akcji staję się nową fanką Star Treka, bo to astro-przygoda i astro-zabawa. 8.5/10

Komentarze

Popularne posty