Godzina z płytą... - "Przez góry i morza do kryształowego serca" - Rumours 1977, Fleetwood Mac


Fleetwood Mac jest dla mnie zespołem oświeceniowym. Bazą wyciszającego folk rocka i bluesa oraz kolebką emocjonalnych mądrości - w obu przypadkach działa na mnie kojąco, zawsze w tym samym pamiętnikarskim rytmie wyciszenia i refleksji. Pojawiają się w chwilach kryzysu. Czy to jasnowidzenie? Prawdopodobnie Anioł. Fleetwood Mac koi mnie lepiej niż psychiatra. Muzyka znów tryumfuje, stając się uniwersalnym medium na zmory strachu i smutku. Po co wydawać na terapeutę jak można na płytę?! W tym odcinku pieśń rozbije się o jeden z najlepiej sprzedających się albumów w historii muzyki - niestarzejącą się "Rumours". Ostrzegam przed iluzją w ostateczności na przygodę w stylu amerykańskiego kina drogi, bo choć rodzimie Fleetwood Mac jest Brytyjczykiem, brzmi nadzwyczaj zwodniczo zza Atlantyku. Pewnie to sprawka szalonej wróżki - Stevie Nicks. Mam nadzieję, że nie muszę przedstawiać tej dzielnej kokietki, tym bardziej wskazywać na naznaczony uwodzicielską chrypką wokal. To skala nie do pojęcia dla współczesnych wokalistek. Nie umniejszam przy tym wyjątkowości drugiej divie Fleetwood Mac, nieco bardziej stonowanej Christie McVie; jednak Stevie Nicks to "Egde Of Seventeen" - bunt zapisany w korzeniach. Jest w tej historii trzeci  wokalista i gitarzysta Lindsey Buckingham - ówczesny partner Nicks. Nie zapominajmy o pierwotnym założycielu bandu perkusiście Micku Fleetwoodzie oraz mężu Christie, Johnie McVie, który był gitarzystą basowym. Przejdźmy jednak do opowieści właściwej, czyli o tym jak powstawała wybitna płyta "Rumours" i jakie tajemnice kryją jej utwory. Christie McVie przyrównała proces nagrywania do traumy. Podobne skojarzenia padają zawsze gdy rodzi się złote dziecko. W przypadku "Rumours" nie ma wątpliwości, że narodziło się w 1977 dzieło międzypokoleniowe, złożone i zabarwione duchem czasu. Jak na ironie pod koniec nagrywania producenci wycedzili tanie "pretty powerful" nie wierząc w jakikolwiek sukces jedenastego krążka Fleetwood Mac. 
Buckingham, Nicks i Ch.McVie byli głównymi songwriterami albumu. Jedynie sceptyczne "The Chain" (swoją drogą mój faworyt playlisty) naznaczone zostało linią Fleetwooda i Johna McVie. Zawierał dys-kontakt między mężem a żoną. Przypomnijmy, że po turnee promującym "Rumours" małżeństwo McVie rozpadło się. "The Chain" to swego rodzaju piętno, najlepszy kawałek o złamanym sercu i miłości niespełnionej, dziś wysławiany tylko przez oldschoolowych dwudziestolatków przeżywających kolejny miłosny zawód: 
"And if, you don't love me now
You will never love me again
I can still hear you saying
You would never break the chain"
Z  kolei "Oh, Daddy" opowiada o powrocie miłości - dokładniej powrocie Jenny Boyd do swojego męża Micka Fleetwooda. Pojawiają się także osobiste wyznania Nicks związane z jej burzliwą przeszłością: melancholijne "Dreams", "Gold Dust Woman". Usłyszymy znamienną pieśń drogi, nawiązujące do czasów hipisów "Go Your Own Way" - arcydzieło Lindsaya Buckinghama, które możecie znać z "Forresta Gumpa".                                                                                       "Loving you

Isn't the right thing to do
How can I ever change things
That I feel
If I could
Maybe I'd give you my world
How can I
When you won't take it from me"
To zapis oddania serca osobie ukochanej, wymiar poświecenia dla oblubienicy/a w ramach jej/jego szczęścia, czyli o najszlachetniejszym akcie miłości poświęcenia własnego szczęścia. Let's set it all free. W zamyśle Fleetwood Mac ballady o miłości osiągają wymiar kanoniczny: uczą i ostrzegają, są ratunkiem na złamane serce, ponieważ niosą radość, przypominają o bezwarunkowym zaangażowaniu i niesieniu oparcia w najgorszych chwilach. Znamienne, "Rumours" rzeczywiście jest oparciem. Fani wyśpiewują to nieustępliwie od czterdziestu jeden lat. Nic dziwnego, że magazyn Rolling Stone umieścił "Rumours" na dwudziestym piątym miejscu "500 najlepszych albumów wszech czasów". Według innego czasopisma wyżej plasowały się "London Calling" The Clash i "Dark Side Of The Moon" Pink Floydów. We wszystkich przypadkach - to inny rodzaj świadomości, ale cudowny przekaz o miłości. 

Komentarze

Popularne posty