Dramaty! - recenzja filmu "Żyć!" reż. Yimou Zhang (1994)



Pewnie jeszcze podziękujecie Yimou Zhangowi, że mnie tu przywiódł, gdyż Bogiem a prawdą (i między nami) nie byłoby mnie tu, gdyby nie artystyczny wpływ jego filmu. 
Zanim przejdę do właściwego omówienia "Żyć!" dodam, że do forum festiwalowo-oscarowego-aktualnego jeszcze przejdę i z pewnością czeka nas np. głębsza podróż po arcydziele Pawła Pawlikowskiego, rzucenie kilku pomidorów na tegoroczne oscarowe nominacje i szeroko pojęta krytyka. Pierwszeństwo ma jednak klasyka. 

Jeśli pamiętacie to właśnie film Zhanga otworzył listę recenzji na In My Secret Room. Otwiera ją ponownie. Nie mierzę się jednak tym razem z wysmakowaną dworską tajemnicą "Czerwonych latarni", tylko prywatną epopeją z życia rodziny, której losy zostały przedstawione na przestrzeni burzliwych czterdziestu lat przemian Chińskiej Republiki Ludowej w XX wieku. Brzmi idealnie na rozpoczynający się właśnie Nowy Rok Chiński. Przyznam się, że w zestawieniu z historycznym
i ideologicznym "wzrostem" Chin bardziej fascynuję mnie prezentacja dramatów ludzkich, które
z perspektywy europejskiej mogą, acz nie powinny okazać się tak "egzotyczne". 

Oto bowiem poznajemy małżeństwo Jiahzen i Fugui - całkiem majętnych właścicieli ziemskich. Ona jest idealną panią domu, matką i żoną. On - dobry człowiek, ale hazardzista. W trakcie drugiej wojny domowej (1946-49) Fugui przegrywa cały majątek rodziny łącznie z tytułami. Xu stają się zwykłymi mieszkańcami miasta. Zubożenie ratuje ich od rzezi na rzekomych kontrrewolucjonistach, a Fugui jest świadkiem brutalnego mordu na człowieku, który wygrał od niego ziemie i majątek. 
Lata 50. i 60. przyniosą rewolucję kulturalną oraz komunistyczne rządy Mao. Odtąd Fugui, Jiahzen oraz ich dzieci skazani są na łaskę sytemu i życzliwość ludzi. 

Obraz Yimou Zhanga składa się z rozdziałów pełnych bólu i smutku. Motywem przewodnim tej historii są straty. Mimo najgorszych tragedii główni bohaterowie żyją dzięki nadziei i woli przetrwania i właśnie ich determinacja trzyma nas do końca seansu. 
Sama reżyseria Zhanga jest już brutalna. Twórca lubi trzymać widza w napięciu, kręci złudne sceny "poprawy sytuacji", następnie zadaje cios w samo serce. Nakreśla sprawy z absurdem i krytyką systemu. Nie wychwala maoizmu - opiera się cenzurze i ukazuje makabryczne sądy chińskiego komunizmu. Za swoją odwagę dostał się do Cannes z dwuletnim zakazem kręcenia filmów. Raz jeszcze sztuka i emocje, które niesie okazały się silniejsze od jakichkolwiek zakazów tych "na górze",  bowiem "Żyć!" jest artystycznym i anty-sytemowym tryumfem. 
Nie znajdziecie w "Żyć!" zabiegów spektakularnych. To wielka opowieść, ale skonstruowana z prostych układów: życie codzienne, szarość dnia. Głębokie zmiany wewnętrzne ulegają naciskom zewnętrznym. I prawdopodobnie w tej prostocie istnieje cała siła filmu. Prostota polegająca na zżyciu się z bohaterami.

Bo jak tu nie polubić tej zdeterminowanej rodziny? A przy tym zachwycić się nad grą Li Gong i You Ge, których losy otulane są przez spokojny lejtmotyw Jiping Zhao.

MOJA OCENA: Chyba nie mam wyjścia. Na nowo zakochałam się w kinie tworzonym przez Yimou Zhanga, wzruszyłam. Schwytanie mojego serca grozi najwyższą oceną i wpisaniem się na listę Prywatnej Kolekcji Arcydzieł.

Komentarze

Popularne posty