O Robie Zombie słów kilka


Dzisiejszy wpis poświęcam analizie twórczości Roba Zombie - genialnego artysty, moim zdaniem ciut marginalizowanego. Gdyby rozłożyć jego filmy na czynniki pierwsze i zestawić np. z Jamsem Wanem, okazałoby się, że Rob Zombie czerpie dobra z mistrzów grozy i po swojemu dodaje do tego aromaty makabry, groteski i specyficzności często niedostępnej do wrażliwości przeciętnego widza. W skrócie = to co tygryski lubią najbardziej. Ale... i tu mimo szczerości mojego serduszka w zamiłowaniu do horroru z elementami czarnej komedii pojawiło się jedno poważne ale deklasyfikujące Roba Zombie w moim prywatnym rankingu. 

Twórca "Domu 1000 trupów" korzysta maksymalnie ze swoim zasobów wyobraźni. Płynnie balansuje między realnością a totalnym odlotem. "To nie dzieje się na serio - To jest jak najbardziej serio". Na szczęście tylko w filmie. 

Filmy Zombie o które się teraz opieram to wyżej wymieniony "Dom 1000 trupów" oraz "31". Twory XXI wieku co należy podkreślić. Obie produkcje są do siebie fabularnie podobne: grupka turystów, popsuty samochód, pustkowie i szaleni psychopaci tworzący zabójczą familię lub firmę morderców. Zza kulis właśnie Zombie kieruje tą morderczą oprawą - człowiek orkiestra: reżyser, scenarzysta, scenograf, kompozytor, mąż głównej gwiazdy pojawiającej się w jego filmach - szalonej Sheri Moon Zombie, która okazuje się być wyborną aktorką. 
Inscenizacyjnie wizje Roba Zombie są bez zastrzeżeń. Chwała jego wariackiej pomysłowości - wszystko wychodzi mu lekko. Składa hołd krwawym dziełom kina klasy B, C nawet klasy Z, jednak w tym przypadku można już mówić o kinie autorskim. Zombie jest wdzięcznym narratorem grozy. Przygotowuje swoje wymieszane potrawy w interesującej oprawie na przemiennie czarne jak noc lub ultrakolorowe. Łączy akcję właściwą z brudnymi scenami retrospekcji. W tle umieszcza fragmenty innych filmów, np. coś Eda Wooda. Zombie zna pojęcie filmowego szacunku. I podejrzewam, że ma w swoim sercu "miłość" do tworzenia horrorów. Dla wrażliwszych - ostrzegam, że "Dom 1000 trupów" czy "31" to dzieła mocne i krwawe w wymyślnym znaczeniu. Bohaterowie mierzą się z torturami lub zostają wystawieni na arenie jako gratka dla morderców. Zwłaszcza "31" trzyma w napięciu, gdy niespodziewanie ofiary same zamieniają się w zbójców pozbawionych litości. 
Zombie łamie różne tabu: od wiwisekcji organicznej nieprzychylnie widzianej w kinie "poważnym, ambitnym", po eksploatowanie wizerunku Hitlera, nazizmu i potraktowaniu krwawej areny
(w domyśle) jako obozu koncentracyjnego. Pokazuje to oczywiście jako przenośnie wielkiego zła.

Koniec pochwał. Rob Zombie mimo swojej genialności nie niesie pozytywnych emocji. Jest bardziej pesymistą więc daje bezrefleksyjną nadzieję swoim bohaterów po prostu ją odbierając. Nie ma tu satysfakcjonujących zakończeń. Ostatecznie przygnębienie nie przechodzi do historii. A szkoda, bo mamy tu do czynienia z oryginalnym wizjonerem.

Komentarze

Popularne posty