Bezsenne kino: Znamy się czy zabłądziłam/em? (Lynch spreparowany)
Zdarzyło mi się ulec swojej zaciętości i tak mocno skrytykować film, że każda stoicka szkoła (pewnie żadna ze szkół filmowych w naszym kraju) bez niczyjej pomocy sama przewróciłaby się dachem w piach by podpalić się od spodu. Powiedziane kilka lat temu wyleciało z mojej głowy, więc nie jestem w stanie wskazać nic konkretnego na temat mojego złego/gorszego odczuwania "Zagubionej autostrady". Przez jakiś czas był to mój 'najmniej ulubiony film Lyncha'. Załóżmy, że mój Doppelganger Filmokrytyczny wrócił do Czarnej Chaty. Gusta zmieniają się z wiekiem.
(Ps. Zanim przejdę do konkretów - w 'Bezsennym kinie' przygotowałam Tydzień z Davidem Lynchem. Jak już wspomniałam - po co skracać sobie po twinpeaksową przyjemność?)
Jeżeli zdecydujecie się oglądać "Zagubioną autostradę" miejcie świadomość, że ten film trzeba przeżyć. Głęboko i obficie, niczym pojedynek. Zależnie od zwrotu czy perspektywy można przysposobić się do głównej pary: saksofonisty Freda (zblazowany Bill Pullman) i jego niezbyt elokwentnej żony Renee (Patricia Arquette). Zatrzymajmy się przy jej imieniu - 'Renee'. W Twin Peaks III mąż niejakiej bywalczyni Roadhouse Renee podejrzewał swoją żonę o zdradę, podobne dylematy mógł mieć Fred w "Zagubionej". Obie panie łączy imię, nie wiadomo czy to easter egg, czy konkretniejszy związek, czy zwyczajna pamiętliwość Davida względem dziewczyny o imieniu Renee, która mogła go zdradzić. Zdarza się.
O co chodzi? Znajdzie się grono, które nie odnajdzie w "Zagubionej autostradzie" żadnego seansu. Film jest po prostu zabójczo inteligenty, bawi się z odbiorcą. Zabawa w stylu montażowych puzzli. W takich sytuacjach szczypta oniryzmu i lynchowskiego surrealizmu jest niezbędna. W "Zagubionej" otrzymamy dodatkowo klaustrofobiczną grozę, elementy wystylizowanego erotyka oraz typową dla Lyncha tajemnicę. Jej rdzeń sprawia, że oglądanie tego dzieła (czy każdego innego od Davida) z powtórki na powtórkę sprawia więcej przyjemności, z całą pewnością korzystniej jest oglądać je po kilka razy. Czego możemy się spodziewać (i co z całą pewnością będzie fantastycznym przeżyciem)? Tajemniczych taśm rejestrujących prywatne życie małżeństwa Madisonów, męża osądzonego za zabójstwo żony i oniryczny pobyt w więzieniu, innego mężczyzny w nieznany sposób trafiający na miejsce osądzonego, dwie wersje domniemanej ofiary: Renee i Alice, rozbuchanego mafiosa udzielającego darmowych lekcji nauki jazdy dla idiotów, wisienki na torcie: Mystery Mana o aparycji wampirycznego Joela Greya i aksamitnym głosie - wierzcie mi, że wypowiedziane przez niego "Have we met before, haven't we" zapamiętacie do końca życia.
David Lynch wie, że nie ma nic gorszego niż wejście w sferę intymną obcych osób. Gwarantuje jednak mroczną symbiozę z Fredem, Renee, Alice i Peterem z korzyścią niezapomnianej zabawy.
To jak? Znamy się czy gdzieś pobłądziłam.
Mystery Man nawet bardziej przerażający niż BOB! A grający go Robert Blake (podobno) zamordował żonę. Własną, nie Freda Madisona. Jakie to życie jest przewrotne...
OdpowiedzUsuńRacja. Frank Silva uśmiechał się od czasu do czasu. Gdy nie był BOBem - był bardzo sympatyczny. Znając Blake'a strach oglądać 'Z zimną krwią'.
Usuń