Bezsenne kino: nigdy nie rozmawiaj z nieznajomym


William Lustig specjalizuje się
w kręceniu tanich dreszczowców miejskich. Słowo 'tani' absolutnie nie oznacza 'kiepski'. Wręcz przeciwnie Lustig jako reżyser daje z siebie 100%, tworząc obrazy klimatyczne, przygnębiające
i niebezpieczne. Miejcie oczy szeroko otwarte bowiem Bezsenne kino otwiera "Maniac" z 1980, którego chorobliwie niezrównoważony bohater budził niepojęty zamęt
i niebezpieczeństwo podłych nowojorskich ulic. Frank Zito to pozornie dozorca obskurnego blokowca, po zmroku seryjny morderca prostytutek, samotnych dziewczyn lub tych z przypadku. Budził lęk i grozę, gdyż był prawdziwy. "Maniac" opowiadał o prawdziwych przypadkach, inspirowany był autentycznymi morderstwami. W kanwie horroru zapisał się unikalnością i pewnym wyznacznikiem mordercy tego przypadku. Seans nie należy do najprzyjemniejszych. Radzi ma się bać na baczności nocą w wielkim mieście. Nic obcego na polskim podwórku. Prześledźcie wypadki
z ostatnich kilku lat: przypadkowe uderzenia butelką niewinnego chłopaka, który chciał bronić swojej dziewczyny, zaginięcie Ewy Tylman, po najgroźniejsze zabójstwo (z ręki umundurowanego) na komisariacie policji.  Lustig jest do bólu prawdziwy, nie oszczędza widzowi nerwów, mimo prostych i mało gwałtownych zastosowań. Klimat uwodzi początkowo włoskim początkom Dario Argento, który spotyka Harry'ego Angela, tytułowy bohater to mieszanka Martina Romero z władcą woskowych ciał.  Wobec tego klasyka nie ma co ruszać remake'u z 2012 roku.

Na koniec ciekawostka, o której wie niewielu. Piosenka "Maniac" szaleje na dyskotekach, ugruntowała muzyczne podłoże lat 80. i produkcji w stylu rewelacyjnego "Footloose".  Została wykorzystana w "Fleshdance", choć napisano ją na potrzeby horroru Lustiga. Reżyser uznał, że nie pasuje do konwencji jego debiutu i ostatecznie wykorzystano ją w weselszym filmie. Niezmienny pozostał tylko tytuł. 

Komentarze

Popularne posty