Urodzinowa Audycja Opisana 11.08 (cz. I)


Intensywny rok 2016/17 przeleciał mi przez palce w elektrycznym pstryknięciu rodem
z doświadczeń Nicola Tesli. Dziwne i zarazem nieświadome uczucie. Jednocześnie bardzo niesamowite. Zrobiłam coś o czym długo marzyłam i mogę szczerze wyznać, że forma internetowa, która przyjęła mnie z wzajemnością w trakcie tworzenia i kompletowania bloga jest jednym z fajniejszych i lepszych doświadczeń online, jak i w ogóle dla warsztatu literackiego i dziennikarskiego. Dbanie o In My Secret Room (funkcjonujący z przerwami) było
i nadal jest bardzo zajmujące, kreatywne i nietuzinkowe. Gdybym odbierała teraz nagrodę za stworzenie mojego bloga wygłosiłabym podziękowań dla osób, które mi pomogły, stworzyły nazwę dla bloga łącząc dwa tytuły kapitalnych utworów rewelacyjnego zespołu oraz dla wszystkich tych, którzy regularnie czytają moje dokonania: od tekstów prostych jak "Sylwetka czy piosenka dnia" po bardziej skomplikowane formą "Godziny 
z płytą", "Poetyckie wieczory w baśniowe soboty". Kocham was wszystkich. 

Najbardziej znana stałam się jednak
z tematycznych miesięcy  głównie za "Wizję październikową" i kultywowanie horroru jako gatunku filmowego, z wielkiego uczucia do "Miasteczka Twin Peaks", zachwycania się aktorstwem Malcolma McDowella oraz z melomanii: od Boba Dylana do Depeche Mode. Perłą i najjaśniejszym łącznikiem w tym zestawieniu bez wątpienia są Audycje Opisane. Zapraszam na specjalną dwuczęściową Audycję Urodzinową. Rozpocznie ją przepiękny baryton liryczny Davida Bowiego w cudownej balladzie "Heores".

W przyszłym tygodniu postaram się skompletować wszystkie myśli i emocje towarzyszące mi podczas mojego pierwszego festiwalu filmowego w Kazimierzu Dolnym, Janowcu nad Wisłą. Dwa Brzegi były niesamowitym doznaniem i nie mogę powstrzymać się od samych superlatyw utworzonych wokół tego co się stało. Wspomnę na razie o dokumencie "Ole Ole Ole" dotyczącym historycznego występu The Rolling Stones na Kubie. To wyglądało tak jakby Stonesi przyjechali do Kazimierza Dolnego. Po czymś takim chce się tańczyć całą noc.
Idąc za majestatycznym ciosem The Rolling Stones ich charyzmie, mocy frontmana, uroku Keitha Richardsa, artystycznej mocy Ronniego Woodsa, pełnie magnetyzmu, by The Rolling Stones stali się Twoim ulubionym zespołem! "Gimmie Shelter", a póżniej "Sympathy For The Devil".
Z całym diabolicznym skojarzeniem ostatnich artykułów na IMSR oraz pewnego wspomnienia z dzieciństwa dotyczącego przeglądu filmów z Elvisem Presleyem razem z moją siostrą et viola - "You're the Devil (In Disguise). Cóż to za subtelnie podniecająca forma.
Wkraczamy w rozrywkę najwyższych obrotów, neo-romantyczne tempo lat 80, zwariowania na punkcie wariacji i tego czegoś lekkiego i głęboko zakorzenionego w popkulturze. Tego czegoś co rzadko się nudzi, raczej daje mnóstwo radości - "Sounds Like A Melody" i czarujący Alphaville. Fajerwerki aż same wylatują w powietrze.
Nadal tańczymy do lat 80 w kąciku z Depeche Mode. Zawsze uważałam, że Dave Gahan osiągnął ostatni, perfekcyjny stopień aktorstwa i traktuje kamerę niczym dziewczynę. Muszę się przyznać, że urocze "The Meaning of Love" to mój ulubiony precorbijnowski teledysk Depeszy, przy tym najweselszy w ich repertuarze. Prosiłam by zagrali "The Meaning Of Love" na mojej 100dniówce. Zespół wypocił parę taktów "Enjoy The Silence". Potem było tylko gorzej - mieliśmy najgorszego DJa w historii.
Kto z was był na koncercie w Warszawie. Trzeba było połączyć walkę o wolne sądy z przyjemną opcją zobaczenia Martina Gore na scenie. Z nowszego repertuaru Depeche Mode wybieram niebiańskie "Should Be Higher", jedną z lepszych piosenek z albumu Delta Machine. Można przy niej odpłynąć...
Jednak moje najukochańsze maestrium DM to czasy Songs Of Faith And Devotion, w szczególności zapis koncertu Devotional. Na kolejną imprezę proponuję zrobić casting na najlepszego DJ. Wszystko zgarniają Martin i Alan. Czy dostrzegacie jak ten drugi "wali" w bębny. Zawsze podobali mi się perkusiści.
Specjalnie wyszłam od "The Meaing Of Love" do ciemniejszej natury DM, by ze spokojem przejść do The Cure, tym samym wybrać pogodniejszą naturę zespołu Roberta Smitha. Dziś mamy piątek i dawno nie grałam tego sztandarowego kawałka rozpoczynającego weekend - "Friday I'm In Love". Piątek jest szczególnym dniem na zakochiwanie się.
Razem z The Cure znów wędrujemy do nieba - "To The Sky" taki tytuł nosi jeden z lepszych B-Side'ów zespołu. Przypisałabym ją do 'pieśni tryumfującej miłości'. Jest magicznie.
Z ery gotyckiej, postpunkowej i synth-popowiej wychodzę na przeciw ulubionej stylistyce drugiej połowy lat 70. Za jej niezaprzeczalnego króla uważam Johnny'ego Rottena, za jej gruntownego myśliciela uznaję Johnny'ego Rottena, za jej przedstawiciela i innowatora również Johnny'ego Rottena. Wsłuchajcie się proszę dokładnie w tekst utworu "Holidays In The Sun": o czasach powracających i przyszłości w ramach przeszłości.
Oprócz urodzin niebiosa powinny być motywem przewodnim.Kontynuując punk i The Clash - "Up in Heaven (Not Only Here). O odkrywaniu własnego ja.
Plus The Clampdown. Piosenkę mogliście usłyszeć w świetnym filmie "London Town". Coś mi się wydaję, że na moje właściwe urodziny zagramy znacznie więcej The Clash.
Mało kobiet jest w dzisiejszej playliście, a przynajmniej w pierwszej części Urodzinowej Audycji Opisanej. Mostem do części drugiej stanie się Patti Smith w nastrojowym "Because The Night".
Finalizując część pierwszą i element punku nie sposób zapomnieć o chłopcach z Buzzcocks i ich życiowym przeboju: "Even Fallen In Love With Someone" z dopisem - tym kimś, w którym nie powinneneś. Dowód na to, że punk jest muzyką a) wolności, b)miłośći.
Na drugą część Audycji Opisanej Urodzinowej zapraszam dziś wieczorem. Tymaczesem ciao!


WSZYSTKIEGO
NAJLEPSZEGO IN MY SECRET ROOM 
🎬💌🍒

Komentarze

Popularne posty