Urodzinowa Audycja Opisana 11.08 (cz. II)


Gotowi? No to zaczynamy! Dobry wieczór, tradycyjne ahoj. Witamy w wieczornej Urodzinowej Audycji Opisanej. Część druga będzie bardziej złożona i nieco mniej elementarna od swojej poprzedniczki. Być może zaskakuje mnie, ale szczęśliwie podsumowuje creme de la creme radosnych chwil In My Secret Room. 


Słodko-gorzki klimat zapędzi nas zza Atlantyk lub wykrzyczy się pod znakiem filmowym. Zanim jednak trafimy do kraju obecnie rządzącego przez prezydenta Trumpa zabieram Was na Antypody, w jedno z ulubionych miejsc cudownego Marka Niedźwiedzkiego. Na miejscu przywitają nas fanfary Midnight Oil i ich sztandarowego hymnu "Beds Are Burning".
Myślę, że wybór "Viva Las Vegas" przerobionego niegdyś na boskie "Viva Rock Vegas" nie powinno wzbudzać zdziwienia, raczej jakąś spontaniczną reakcję. Oto utwór przy którym noga sama wije się do tańca. Oczywiście król rock'n'rolla umie rozbudzić w ruch każdą partię ciała.
Teraz mogę napisać, że należą mu się jeszcze inne względy i szacunek za inspirację, którą stworzył dla pokolenia jego następców w świecie rocka i popu. Najpierw dla Davida Bowie zdumionego nie  tylko muzycznymi aranżacjami Elvisa, ale również tym, że dzielą ten sam dzień urodzenia. Potem mamy Bruce'a Springsteena, który bez trudu postawił Elvisa obok Boba Dylana: o ile ten drugi dał nam duszę, ten pierwszy obdarzył nas ciałem. Bruce Springsteen może być sercem. Czas na "Badlands".
W takiej kolejności ich poznałam. Po Bossie przyszedł czas na Prince'a. Skoro prowadzę wirtualną Audycję Urodzinową pora na coś skocznego i wariacyjnie pięknego. Idealnie sprawdza się w tej roli "Let's Go Crazy".
Gdzieś pomiędzy dowiedzieliśmy się, że pewien poeta i bóg poezji śpiewanej miał otrzymać Literacką Nagrodę Nobla. Zdania były podzielone, sam  tryumfator długo milczał, sama Patti Smith wystąpiła w jego sprawie, większość nagle odnajdywała w sobie Aliasa jako inną wersję port parole jednego z filmów Sama Peckinpaha, Joan Baez była uradowana, ja recytowałam "Love is just a four letter word", Renaldo szukał Clary, Clara Renalda. Bob Dylan był sprawcą całego zamieszania. Kiedyś też lubił namieszać, np. na festiwalu muzycznym w Newport, gdzie najpierw publiczność postawiła mu pomnik wolności za nastrojowe  "Mr. Tambourine Man" wykonane na gitarze akustycznej. Gdy rok później w grę weszła gitara elektryczna użyta przez tego samego artystę, stwierdzili, że coś jest nie tak. Boba Dylana stać na taką rewolucję. Jak wspomniałam - to bóg.
Rozpisałam się, a tu jeden z moich ukochanych utworów. Także wyzwolenie Dylanowskie. Wspaniały Jimi Hendrix i "All Along The Watchover".
Pozostaje w kręgu ulubionym, buntowniczym i nieposkromionym. Znów przypomniała się sytuacja z dzieciństwa. W nocy pada, podłoże jest nasycone, za dnia jest ciepło, praktycznie za gorąco, znalazłam już kilka prawdziwków. Kiedyś regularnie chodziliśmy rodzinnie na grzyby. Zawsze chodziłam do lasu w ulubionej amarantowej bluzie i ze swoją pierwszą mp3. Bluzę pogryzł mi pies, odtwarzacz się popsuł a zaznajomiony specjalista nie naprawił jej od trzech lat. Nie zmienia to mojego nastawienia. Nadal chodzę po lesie krzycząc "Beat It" razem z Michaelem.
Nie mogę powstrzymać się od Twin Peaks. Lynch zaczyna być silniejszy ode mnie. Jak pisałam, magnetyzacja daje o sobie znać w szaleńczym tempie. Wspominałam też, że nie znoszę krytyków Jamesa i Donny. Wątek może się nie podobać, ale tu wprowadziłam twinpeaksową dyktaturę. Jeden
z lepszych momentów ostatniego odcinka poza "What is it - kindergarden?" to oczywiście "Just You" wykonywane przed laty tak samo i teraz przez tego samego Jamesa. Łezka zakręciła mi się w oku.
Queen i "Under Pressure". Najlepiej brzmi z Davidem Bowie, jednak ja wybrałam szaleństwo z legendarnego koncertu Queen na Wembley.
Kończąc drugą część Urodzinowej Audycji Opisanej wprowadzam słuchaczy, właściwie czytających do kącika filmowego.  Ze wszystkich  letnich utworów pochodzących ze świata filmu Alan Price i "Szczęśliwy człowiek" Andersona lśnią najbardziej. Poza tym jestem na prostej linii do zdradzenia innych tajemic Dwóch Brzegów, tj. mojego pierwszego festiwalu filmowego. Póki co samo słuchanie "O Lucky Man" wersji z zapisu na żywo, wywołuje u mnie burze emocjonalną.
Przy nakondensowaniu urodzinowej energii, która towarzyszyć mi będzie co najmniej do 23 sierpnia, nie mogłam pominąć utworu z jednego z tych filmów, z wyrokiem dożywotnim. "Let the Sunshine In" stanowi najlepsze podsumowanie rozrywki i wizji na kolejny rok działalności In My Secret Room. Jak to dalej będzie - nie wiem. Czuję tylko, że będzie nieziemsko.

WSZYSTKIEGO
 NAJLEPSZEGO IN MY SECRET ROOM 
🎬💌🍒

Komentarze

Popularne posty