CURRENT MOOD
Po wczorajszym depeszowskim dniu, nie przyszło mi nic innego jak zreflektowanie się dobrą playlistą na lepszy/nowy początek tygodnia. Generalnie niedziela to dzień, w którym mówi się mniej a więcej się kontempluje. Postanawiając nie popadać w depresję ani urok niewdzięcznej pogodny, nie zdobyłam się na syndrom Włóczykija. Naturalnie spędziłam całą niedzielę bardzo muzycznie.
W dodatku Lionel Ritchie przekonał mnie do seansu ze swoim Oscarowym filmem. Przed wami skrót dzisiejszych wydarzeń:
Rickie Lee Jones - odkryta na nowo, po powtórce "Frankie i Johnny". Niezwykle pozytywny film, zwłaszcza nie niepogodę dosłownie i w przenośni. "It must be love" i atmosfera pełna gorącego uczucia stworzona przez parę niesamowitych aktorów jest nierozłączną częścią pięknej harmonii, którą wnosi morał filmu. Polecam zawsze gdy brakuje wam humoru.
Z cyklu: "gdy ścieżka dźwiękowa jest lepsza od filmu". Ten sam problem co z "The Crow". Oczywiście "Straconych chłopców" bardzo lubię, z perspektywy dzieła kultowego mam sentyment. Dzisiaj poważnie zachwyciłam się soundtrackiem. W "Cry little sister" jest wszystko, co potrzebne jest filmowej piosence: napięcie, liryczna linia melodyczna, a ponieważ mamy doczynienia z Vampire's score pojawiają się gotyckie organki. Klimatycznie wpisuje się w moją ulubioną porę, kiedy oglądam niewytłumaczalnie dużą ilość filmów.
Ahh Prince, którego zawsze -niestety - nie-dostrzegałam.
W dzisiejszym programie, po niesamowitym ujrzeniu - jakby pierwszy raz w życiu -"Purple Rain" jestem niesamowicie zachwycona. Prince to prawdziwy artysta. Daje z siebie nie 100 a 300 %.
Idąc za ciosem "najpiękniejszych ballad" pojawił się Lionel Ritchie. Nakierował mnie na dzisiejszy seans. "Białe noce" - czekają na mnie.
Bryan Admas - w swoim perfekcyjnym stylu - "Everything I Do I Do It For You"- nieśmiertelnie zostaje ze mną do końca. Ostatecznie zawiodłam się na rankingu, mimo umieszczenia paru świetnych ballad, które są tak zachwycające, że nikt nie odważyłby się zaprzeczać ich pięknu. Jednak kilka wyborów wydało zwyczajnie sztucznych, przez co brakowało wielowymiarowości.
Brakowało mi zwłaszcza melancholijnych utworów Boba Dylana. oczywiście żałuję, że nie umieszczono "Enjoy the Silence", chciałabym zobaczyć "Miłosną sonatę dla wampira" Annie Lennox. Sporo mi brakowało...
W dodatku Lionel Ritchie przekonał mnie do seansu ze swoim Oscarowym filmem. Przed wami skrót dzisiejszych wydarzeń:
Rickie Lee Jones - odkryta na nowo, po powtórce "Frankie i Johnny". Niezwykle pozytywny film, zwłaszcza nie niepogodę dosłownie i w przenośni. "It must be love" i atmosfera pełna gorącego uczucia stworzona przez parę niesamowitych aktorów jest nierozłączną częścią pięknej harmonii, którą wnosi morał filmu. Polecam zawsze gdy brakuje wam humoru.
Z cyklu: "gdy ścieżka dźwiękowa jest lepsza od filmu". Ten sam problem co z "The Crow". Oczywiście "Straconych chłopców" bardzo lubię, z perspektywy dzieła kultowego mam sentyment. Dzisiaj poważnie zachwyciłam się soundtrackiem. W "Cry little sister" jest wszystko, co potrzebne jest filmowej piosence: napięcie, liryczna linia melodyczna, a ponieważ mamy doczynienia z Vampire's score pojawiają się gotyckie organki. Klimatycznie wpisuje się w moją ulubioną porę, kiedy oglądam niewytłumaczalnie dużą ilość filmów.
Ahh Prince, którego zawsze -niestety - nie-dostrzegałam.
W dzisiejszym programie, po niesamowitym ujrzeniu - jakby pierwszy raz w życiu -"Purple Rain" jestem niesamowicie zachwycona. Prince to prawdziwy artysta. Daje z siebie nie 100 a 300 %.
Idąc za ciosem "najpiękniejszych ballad" pojawił się Lionel Ritchie. Nakierował mnie na dzisiejszy seans. "Białe noce" - czekają na mnie.
Bryan Admas - w swoim perfekcyjnym stylu - "Everything I Do I Do It For You"- nieśmiertelnie zostaje ze mną do końca. Ostatecznie zawiodłam się na rankingu, mimo umieszczenia paru świetnych ballad, które są tak zachwycające, że nikt nie odważyłby się zaprzeczać ich pięknu. Jednak kilka wyborów wydało zwyczajnie sztucznych, przez co brakowało wielowymiarowości.
Brakowało mi zwłaszcza melancholijnych utworów Boba Dylana. oczywiście żałuję, że nie umieszczono "Enjoy the Silence", chciałabym zobaczyć "Miłosną sonatę dla wampira" Annie Lennox. Sporo mi brakowało...
Komentarze
Prześlij komentarz