Nothing has changed
A jednak. Przyszła jesień. To co usłyszałam po wstaniu
z łóżka: "Jesień, nowe obowiązki". Zabrzmiało arcyoptymistycznie, z odrobiną chandrowatego humoru. Dobrze, tylko marudzę. Tak naprawdę jesień jest najmniej lubianą przeze mnie porą roku. Od października wchodzimy z nową pompą, głównie filmową a od strony muzycznej rozpiszę się w klimatach wiosennych na jesień.
Nie dajmy wygrać depresji.
Wkrótce: historia pewnego koncertu, czyli od piękna do cierpienia w przypływie niekontrolowanych emocji. Deviotional z łóżka: "Jesień, nowe obowiązki". Zabrzmiało arcyoptymistycznie, z odrobiną chandrowatego humoru. Dobrze, tylko marudzę. Tak naprawdę jesień jest najmniej lubianą przeze mnie porą roku. Od października wchodzimy z nową pompą, głównie filmową a od strony muzycznej rozpiszę się w klimatach wiosennych na jesień.
Nie dajmy wygrać depresji.
i rok 1993. Najmroczniejszy okres Depeche Mode, celebracja płyty "Songs of faith and devotion", którą paradoksalnie Martin Gore nazwał bardzo "optymistyczną". Przy geniuszu tak wielkim nie dajmy się zwieźć, to zabawa twórcy z odbiorcami: magia może być bardziej tajemnicza niż się wydaje. Na zdjęciu: wspominany geniusz podczas niesamowitego wykonania "Judas" o tekście tak niezwykłym, że podczas samego czytania ciarki przechodzą po plecach jak za dotknięciem prądu. Artykuł nawiązujący do koncertu oraz do twórczości Antona Corbijna pojawi się wkrótce i będzie podsumowaniem Depeche Mode na blogu - aż do zimy.
Już od jutra - harmonijki, gitary, fascynująca liryczności.
O prawdziwych poetach, przekazujących historię. Muzyka mniej alternatywna, mniej elektroniki. Ale właśnie ich muzyka sprawia, że nasze serce się uśmiechają. Dla mnie to po prostu...born to run.
O perspektywie filmowej w In My Secret Room w kolejnej części "Nothing has changed".
Komentarze
Prześlij komentarz