Let's have a vamp celebration!

Zapowiadałam i radośnie ostrzegałam, że zbliżamy się do środka horrorowego kręgu, do ziemi obiecanej wizji październikowej, do starego i dobrego kina wampirycznego, gdzie ludzie bywają bardziej wynaturzeni od istot nieumarłych. Do ośrodka paradoksów, mement oraz lamentów
z niezmiernym entuzjazmem wasza uniżona narratorka zabierze Was na cały długi weekend. Nomem omen wampir główną rolę odgrywać zaczyna w Dniu Nauczyciela.
Odliczę przez trzy dni swoje zakamarki, które kryją moją miłość do wampirów a trwa ona praktycznie całe życie. Pamiętam jak byłam bardzo, bardzo malutka, pomiędzy filmami Charliego Chaplina niczym przez mgłę przeleciał mi cień Maxa Schrenka z "Nosferatu" Murnau. Kiedy później przypominałam sobie o tym próbowałam szukać. Moje świadome marzenie dołączenia do świata kinematografii trwa od kilkunastu lat, od czasu seansu "Nieustraszonych pogromców wampirów" Polańskiego. Moje pierwsze dzieła, z których jednego nigdy nie zapisałam dotyczyły dzieci nocy. Przypominały wówczas cykl 'małego wampirka' - za podobny zabrał się ostatnio mój ulubiony satyryk i rysownik Joann Sfar ("Kot rabina"). Nie ukrywam, że dramatyczna ewolucja Nosferatu zmalała do stopnia zarodka, ponieważ czy można nazwać współczesnych świecących się nastolatków rodem z grafomanii Meyer wampirami? Zdecydowanie wątpię.
Ciesząc się magią kina i siłą wyobraźni odkryje w tym świecie to co najlepsze.

Komentarze

  1. "Nosferatu, symfonia grozy" tylko wersja czarno-biała! Kolorowanie (choć ma swój urok) zabija klimat!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty