Pro publico bono - artysta i polityka

Z radością ( i dziwnym dystansem) stwierdzam, że moc Boba Dylana i najwspanialsza nowina artystyczna roku, pokrzyżowała moje plany. Wespół z The Cure zagości amerykańska piosenka rockowa, a horrory uzupełni temat, który od dawna chodzi po głowie. Kreatywnie działający na mnie Dylan stał się najważniejszym bodźcem do społecznej reakcji. Polityka stała by się pusta, gdyby nie uzupełniająca ją kultura, ta z kolei powstaje często pod wpływem dyktowanych czy naturalnych przemian, a jako symbol protestu czy oporu należy uznać ją za najważniejsze medium wszech czasów. Bob Dylan, który po latach 70 odsuwał się od "protest songu" wcześniej ani później nie pozostawał na schematy polityczne obojętny. Jego poezja (przede wszystkim poeta - podkreśla) w formie zaangażowanej jest zmianą, metaforycznym odpłynięciem myśli od konsternacji dnia codziennego. Dlatego on oraz inni znamienici twórcy, dawali duszę społeczeństwu, pokoleniom,
"Rodzice nie krytykujcie tego czego nie rozumiecie, wasze dzieci wiedzą i czują [...] a czasy się zmieniają". Obecnie zauważalny jest spadek wspomnianych przez Dylana form. Młodzież odmieniona jest kompletnie. Dlaczego? Współczesny stan rzeczy naprawdę ogłupia.
Z autopsji wiem, że muzyka puszcza w stacjach komercyjnych ma podłoże błahe, jej twórcy nie poruszają tematów istotnych, albo pomijają je niepragmatycznie. Nawet nie można tego nazwać "sztuką dla sztuki" - zwykłego 'pitu, pitu' jednoliniowego brzęku dyskotekowego łubu-dubu. Owszem jestem teraz niemiła ale z mojej perspektywy wygląda to najmniej nieciekawie. Urodziłam się po prostu w złych czasach/ nie tej epoce/ w innej generacji.

Zboczyłam z tematu a przecież toczymy zaciekle walki: piłkarskie - Real Madryt nie przyjedzie. Szkoda to wielka dla kibiców, sprawa smutna. Ale skąd wzięli się kibole i narodowcy. Czy ludzkość odznaczyła się zbyt niskim progresem by chować buntujących się punków?
Chwilowo świat się za nas wstydzi. Podważanie autorytetu Lecha Wałęsy -jest jak herezja. Wstyd bo autorytet prezydenta neguje Polak. Ten sam, którego założeniem jest odebranie wolnego wyboru rodaczek. Wobec jego zdania mamy rodzić dzieci niepełnosprawne, martwe, dawać im imiona a następnie grzebać. Kot widać - potrzebuje więcej wyrozumiałości nad cierpienia matek i dzieci: rodzonych w bólach. Chorujące dziecko też cierpi. Zliberalizowanie aborcji nie sprawi, że kobiety w ogóle nie będą rodzić. To trudny wybór dla każdej kobiety, ale jednak wybór. Kabaliści założyli by, że aborcja nie jest zwykłym usunięciem embrionu. Dla duszy przyszłego dziecka, które mogło przyjść na świat martwe to szansa na odrodzenie się. Należy rozumieć drugą osobę i dużo czytać.
Jeżeli dojdzie do kompletnego zniesienia praw liberalnych - obudzimy się w prawdziwym horrorze.
Nie wspomnę o tym jak giniemy w nieumiejętnym korzystaniu z daru dyplomacji i wolimy oponować na widelce.

Ostatni temat: wyścig o fotel prezydenta w USA dawno nabrał rozpędu, ostatnio osiągnął punkt kulminacyjny. Republikanie wbili nóż do trumny popierając Donalda Trumpa, następnie kandydat strzela samobója organizując debatę dla byłych domniemanych kochanek męża swojej silnej konkurentki Hillary Clinton. Ostatnia debata nie obeszła się bez speszenia i umizgów, niewdzięcznych gestów. Prawdopodobnie dla Hillary nie był to łatwy moment. Współzawodnik po raz kolejny udowodnił, że pole serdeczności ma niczym stara cebula: otoczona rudawymi liści, środku cuchnąca i gnijąca. Clinton nie zapłakała okazując klasę. Chwilowo sondaże wskazują, że demokratce rośnie przewaga nad gburem, po doniesieniach o molestowaniu przez Trumpa różnych kobiet w ciągu swojego życia. Przecież to oczywiste, więc dlaczego o tym wspominam, oprócz lęku, że Donald Trump wyciągnie jakiegoś plugawego asa z rękawa i piekielnym cudem wygra.
James Woods - jeden z moich ulubionych aktorów (serce nie sługa) bardzo nieprzyjemnie skomentował wystąpienie Clinton podczas debaty, odwołując się do małżeńskich zdrad jej męża. Właściwie nic się tu nie klei. Woods jest konserwatywnym demokratą (w tych wyborach popierając Trumpa, którego równolegle Bruce Springsteen nazywa 'idiotą' a legendarny Roger Waters winduje go w powietrze na balonowej świni) i wybitnym aktorem. Pozwala żartować z siebie w "Simpsonach" czy "Family Guy", posiada IQ wyższe od Hawkinga, Einsteina - 184, matematyk, muzyk, humanista, człowiek renesansu. Dawno należy mu się nagroda Akademii, jednak widać, że wybitna inteligencja nie zwalnia z chamstwa. Może to po prostu kwestia wieku, ale kilku osobom mogło być przykro. Niestety Woodsa ocenia się od paru lat głównie przez pryzmat poglądów politycznym, zapomina się o jego wkładzie w rozwój kina. Zdecydowanie uważam, że niektórych można z tego zwolnić. Dla mnie James Woods nadal jest na pierwszym miejscu fantastycznym aktorem, dopiero potem wyborcą Trumpa.

Podsumowanie należy do Martina Gore - na temat nowej płyty "Spirit":„Głównym celem tej płyty jest nakłonienie ludzi do zwrócenia większej uwagi na to co się dzieje na świecie, do myślenia bardziej politycznego i globalnego. Dla mnie Unia Europejska to był krok do tego by świat stał się jednością. Z nadzieją, że to będzie postępować, aż świat stanie się jednym miejscem bez granic. Teraz jednak tworzą się podziały i robimy krok do tyłu. Uważam, że im bliżej jesteśmy tej jedności tym bliżej nam do pokoju, a teraz zbliżamy się do wojny”.
Gore, który mieszka w Santa Barbara w Kalifornii powiedział, że popularność republikańskiego kandydata na prezydenta Donalda Trumpa to amerykańska wersja Brexitu i dodaje, że w ludziach jest dużo złości i frustracji, z którymi nie wiedzą co zrobić. - dzięki Polskie Forum Depeche Mode.

Komentarze

Popularne posty