Bezsenne kino: Walerian Borowczyk, kwestie z zenitu i opowieści o andronach

Chciałabym być częściej zaskakiwana. Kropka dziesiąta. Czuję się w pewnym stopniu usatysfakcjonowana przez kino Borowczyka. Jedenasta. Ciężko mówić w naszym przypadku o zakochaniu nawet jeśli istnieje coś nieprawdopodobnie uroczego co związało mnie z Walerianem.  Kropka dwunasta. Po trzynaste: zagapiłam się w momencie kuriozum, jednocześnie postanowiłam po opowiadać o krótkich dziełach obecnego bohatera kina nocnego oraz dorzucić po grotesce i makabresce w wymiarach pełnometrażowych.  Prawdziwy galop nawet jak na mnie. Myślę natomiast, że Borowczyk świetnie odnalazłby się w ekspresowym tempie. 
1. Krótkometrażowy animowany Renesans. Sztuka animacji poklatkowej w wymiarze szkatułkowej. Pozornie bez ładu, przy bliższym obcowaniu staje się formą organiczną: wszystko jest konstruktywne złożone, ma swój minimalistyczny wymiar, narracjonuje twory organiczne - pochodzące najczęściej z życia codziennego. Klawa sprawa na miarę lat 60. Dodajmy jeszcze poetyke surrealizmu. Aż pragnie się powiedzieć: "oto polski David Lynch" - nie tylko ze względu na sekwencje z uszatką. 
2. "Dom" został zrealizowany przez Jana Lennice oraz Waleriana Borowczyka. Porównywalny z poprzednią krótkometrażówką.  Na wskroś czuć tu element polskiej szkoły filmowej. Konkluzja jest jednak zupełnie inna i widać, że o lepszą stronę medalu zadbał Borowczyk. Zobaczymy tu niepokojące wydarzenia pewnej kamienicy. Otoczone progresywną kakofonią, nieco elektroniczną. Gdy w tle takiej melodii widzę młodego mężczyznę wracającego w kapeluszu do domu mam tylko jedno skojarzenie. Stan maniakalny bez dwóch zdań! 
3. "Był sobie raz" trwa niecałe trzy minuty a zawodzi bardziej od pełnometrażowych Heroin zła. Zdecydowanie najsłabsza animacja Waleriana Borowczyka, choć jej forma może być pozornie urzekająca.  Kolorystyka wpada w gusta. Nic w tym dziwnego po otrzymaniu krytyki klasy średniej. Chyba największą wadą obrazu jest to, że zbyt szybko się zestarzał.  
4. Najpierw chcicę miał Szatan następnie Anielica. Znudzona swoim światem para pragnie skonfrontować się ze stereotypami i regułami gry. Koniec końców myśl filozoficzną szlak trafia, gdy parkę dopadnie ochota na produkcje im podobnych koptyno-anielistych. W szczerych barwach: biało - czerwonych; " Piekielne scherzo"
Addictum uzupełnią dwie propozycje pełnometrażowe od Waleriana Borowczyka. Zacznę od lirycznego "Goto, wyspy miłości". Poetycki i subtelny pokaz natury kochanków. Nie jest to film erotyczny, pod żadnym pozorem. Forma ta zabiłaby pełen romantyzmu klimat. Stylistycznie to dzieło bardzo francuskie. Zbliżone nieco do wczesnego Andrzeja Żuławskiego czy Piera Paolo Pasoliniego. Ponadto jest to pierwszy film aktorski dla Borowczyka. Ah, ta sceneria- słusznie do zauroczenia.  
Na koniec zniesławiona "Bestia". Jak to bywa więcej rumu i szumu nad prawdę w znerwicowanych pogłoskach, lecz to prezencja najmniej dziwna. Podchodzi pod komedyje, jedną z lepszych kinowych zgryw jakie widziałam. Oto tytułowe monstrum gania za tępawą blondyneczką w celu zaspokojenia podniety. Kluczowe jest to, że posiada największe genitalia jakie uczeni widzieli. Michalina Wisłocka często powtarzała swoim pacjentkom, że zbyt duży członek jest problemem wielu par, dlatego dla ułatwienia sprawy przydaje się zmiana pozycji. Taki jest pierwotny problem w filmie Waleriana Borowczyka. Cokolwiek by nie mówić - nie lekceważcie Bestii. 

Komentarze

Popularne posty