Never trust a stranger - recenzja "W przebraniu mordercy" (1980), reż. Brian De Palma



Kate Miller (Angie Dickinson) jest sfrustrowaną seksualnie kobietą. Pomocy szuka u psychoanalityka doktora Roberta Elliotta (Michael Caine). Skrywane żądze kobiety wkrótce doprowadzą ją do tragicznego końca - Kate zostaje zamordowana w tajemniczych okolicznościach, a jedynym świadkiem zdarzenia jest prostytutka Liz (Nancy Allen). Wkrótce i ona staje się celem nieznanego mordercy. 

Fabuła dreszczowca Briana De Palmy z 1980 roku brzmi przeciętnie. Ot, kombinacja kryminału ze slasherem podszytym w dodatku nutką exploitation. To ostatnie zdecydowanie nie pasuje do twórczego grona establishmentu. Na szczęście De Palma jest reżyserem niekonwencjonalnym. "W przebraniu mordercy" zrealizował na najwyższych obrotach przy zachowaniu własnego unikatowego stylu. 

Trzeba przyznać, że linia narracyjna wybrana przez De Palmę może z pozoru zirytować, zwłaszcza na początku. Reżyser nie boi się otwartego stosowania kiczu czy naiwnych dialogów. Wraz z biegiem akcji widz orientuje się, że jest to jednak zabieg celowy. Prowadzi do świetnie zainscenizowanego wzrostu napięcia, dzięki czemu w filmie znalazło się kilka naprawdę wybitnych scen naznaczonych autorskim sznytem De Palmy i jego nonkonformistycznym podejściem do ukazywania kontrowersyjnych bohaterów bądź niewygodnych sytuacji. Szkoda, że w 1980 przypłacił za to nominacją do Złotej Maliny za najgorszą reżyserię. Niesprawiedliwie. 

"W przebraniu mordercy" łączy w sobie estetykę dreszczowca, ocierającego się o znamię horroru. Odnajdziemy w tym aluzję m.in. do dzieł Dario Argento. Zaskakującym dopełnieniem jest sporadyczne wprowadzenie klimatu noir. Przede wszystkim zaś dzieło De Palmy z początku lat 80-tych wpisuje się w kino Alfreda Hitchcocka. Twórca "Psychozy" i "Zawrotu głowy" był dla De Palmy ewidentną inspiracją. 

Wspominane wyżej sceny perełki - a jest ich sporo - świadczą o reżyserskim progresie De Palmy od czasu "Carrie". "W przebraniu mordercy" to dzieło dużo dojrzalsze. Widać to na przykładzie świetnego łączenia filmowych środków: od brawurowego prowadzenia aktorów po sceny typowo inscenizacyjne. 
Warto tu zwrócić uwagę na świetnie obsadzonych Nancy Allen (w tamtym okresie aktorka była prywatnie żoną De Palmy) w roli Liz , która w "W przebraniu mordercy" zagrała rolę życia; Dennisa Franza w roli ciągle poddenerwowanego detektywa Marino prowadzącego sprawę zabójstwa Kate Miller; Michaela Caina o chłodnym spojrzeniu i pokerowej twarzy czy młodziutkiego Keitha Gordona, który wcielił się w rozpoczynającego własne śledztwo syna Kate. Rewelacyjną narrację De Palmy dopełnia w tym filmie czerpiąca z klasyki muzyka Pino Donaggio, cudowne zdjęcia Ralfa D. Bode oraz bezbłędny montaż Geralda B. Greenberga. 

MOJA OCENA: 9/10 Najlepsze dzieło De Palmy sprzed jego gangsterskiej ery. Żongluje emocjami. W kategorii dreszczowiec - arcydzieło.  

Komentarze

Popularne posty