Filmowe Podsumowanie Roku: Pier Paolo Pasolini
Sam o sobie powiedział, że pomiędzy nim a światem filmu nie istnieje symbolika lub kontrowersja. Swój proces tworzenia nazywał realną wizją, taką jaka istnieje na przykład wśród ludzi czy natury. Potrafił wyrażać swoje przemyślenia subtelnie, był bardzo wrażliwym twórcą, multiartystą: pisarzem, poetą, malarzem, rzeźbiarzem, filmowcem. Mimo wszystko obecnie przyjęło się, że to kontrowersja rządzi podświadomością Pasoliniego. Wytyka mu się wszelkie wypaczenia i zboczenia, głównie przez pryzmat "Salo, czyli 120 dni Sodomy". Interpretacje zawsze będą różne, aczkolwiek wydaje mi się, że nazywanie "Salo" sadomasochistyczną, perwersyjną eskalacją brutalnego seksu oraz innych podtekstów tabu jest złe, ponieważ pomniejsza znaczenie bardzo ważnego dzieła, które tak naprawdę jest formą buntu. Film nawiązuje do działań faszystowskich Benito Mussoliniego w 1943, opierając się na Republice Salo oraz zbiorze esejów markiza de Sade. Dla reżysera to osobiste nawiązanie do wiernego partii faszystowskiej ojca - Carlo Alberta Pasoliniego. W czasie studiów Pier Paolo przyjął lewicowe poglądy za co był nazywany w drugą stronę - zagorzałym komunistą. Kierunek filozoficzny jaki obrał później jest powiązany również z jego homoseksualizmem i niechęcią do Kościoła. Brzydziła go polityka i religia, która ogranicza wolność. Nie bał się ich otwarcie krytykować a nawet nabijać - wystarczy obejrzeć historię numer dwa z "Dekameronu".
Wracając do "Salo" - w połowie lat 70. premiera filmu wywołała niemały skandal. Kiedyś prowadziłam dyskusję o tym co jest gorsze: "Salo" czy "Egzorcysta" - obstawiam nadal, że straszniejszy jest "Egzorcysta" a "Salo" to próba podtarcia papierem ściernym nosa konserwatystów i zaściankowców.
Pierwsze filmy Pasoliniego wpisywały się w nieśmiertelny nurt neorealizmu włoskiego, opierającego się na problemach życiowych i społecznych powojennych losów Półwyspu Apenińskiego. Był współscenarzystą do arcydzieł Federico Felliniego: m.in "Słodkie życie", "Noce Cabirii". Znajomość obu panów zakończyła się kłótnią, gdy Fellini pominął kolegę w napisach, mimo iż właśnie Pier stworzył większość dialogów a nawet podał pomysł na film.
Po debiucie w 1961 roku ("Włóczykij") Pasolini starał się przekazać jak najwięcej z lewicowych poglądów filozoficznych oraz wpływu literatury, która zawsze była powiązana z jego twórczością filmową. Przełomem okazała się wybitna "Mamma Roma" - arcydzieło i jedno z najważniejszych dzieł neorealistycznym pod względem przybijającego smutku i żalu, kontrastujące z nieco weselszą "La Stradą".
"Ewangelia według świętego Mateusza" zachowująca biblijny styl i przebiegający w rytm detalicznego opisu apostoła, dedykowana została papieżowi Janowi XXIII. Dwukrotnie zastosował przekorność, po pierwsze kręcąc film o Chrystusie, który odbijał własne piętno i jego ofiarność jako zwykłego człowieka za ludzkość; po drugie wykreślając przed premierą filmu słowo "świętego.
Przed sukcesywną trylogią życia - o której opowiem za chwilę - Pasolini podejmował tematy religijne od strony niekanonicznej ("Ptaki i ptaszyska"), antyspołeczne ("Teorema"), antyczne ("Król Edyp" i "Madea") oraz krytykujące kapitalizm jak "Chlew" z '69. Ten ostatni film wprowadził w kanon Pasoliniego elementy kanibalizmu ujętego dosłownie i w przenośni, zoofilii oraz szeroko pojętej brutalności. Niestety nie oglądałam jeszcze "Teoremy" i "Ptak i ptaszysk", ale niestety nie wszystko od Piera Paolo jest dostępne i ubolewam nad tym.
Wspomnianą trylogię życia ogląda się z wypiekami na twarzy. W pewien sposób Pasolini odchodzi od poważnego i mrocznego tonu, lecz pozostaje wierny swoim tradycjom. W "Dekameronie", "Opowieściach kanterberyjskich" i "Kwiecie tysiąca i jednej nocy" dominują zabawne sceny erotyczne, przekomarzanie się z cenzurą i puszczenie oczka w kierunku widza, tak jakby nie należałoby oglądać tego bez dystansu. Jednak Pasolini to wciąż Pasolini: profesjonalnie wytyka wady systemu i Kościoła, mimo iż dotyka okresu średniowiecza. Ukazuje siebie jako protoplastę Giotta - jako wielkiego i płomiennego artystę, dla którego sztuka jest medium i tylko miłość bywa słodsza. Problem z trylogią życia związany jest z przesytem rubaszności. O ile "Dekameron" jest pyszny, autentycznie wspaniały, tak "Opowieści kanterberyjskie"jako drugie w kolejności oraz "Kwiat tysiąca i jednej nocy" jako część ostania stają się nudniejsze, będąc równocześnie fantastyczną rozrywką.
Przed premierą "Salo, czyli 120 dni Sodomy" w nocy z 1 na 2 listopada 1975 roku, na plaży w Ostii znaleziono ciało Pasoliniego. Było rozgniecione i poprzecinane, żuchwa i szczęka wybite a palce prawdopodobnie obcięte. Mordercą reżysera miał okazać się 17-letni Giuseppe Pelosi trudniący się prostytucją. Trzydzieści lat po brutalnym zamachu zrzekł się zeznań.
Tragiczna śmierć Pasoliniego była okropną stratą dla świata filmu i sztuki. Pozostawił po sobie wielowymiarowe, niestarzejące się dzieła tak wielobarwne jak ludzie i przyroda - z jednej strony bliskie, z innej skrajnie różne.
Komentarze
Prześlij komentarz