Poetyckie wieczory w baśniowe soboty - W anielskim przesmyku


Pamiętacie jak w "Domu dusz" w celi zmaltretowanej Blanki pojawia się jej zmarła matka, by po chwili ciemne pomieszczanie pełne bólu rozpromieniło się anielskim blaskiem i dobrocią ?
Zdołalibyście przypomnieć sobie wszystkie baśnie, legendy, mity
i fantazje nieopowiedziane?
Bo jeśli istnieje zespół o anielskiej uniwersalności, przypominający najpiękniejsze bajki świata - jest to właśnie Bel Canto.

O Bel Canto pisać miałam w "Godzinie z płytą", natomiast dziś pojawić miał się David Bowie, ze względu na czterdziestolecie "Człowieka, który spadł na ziemie" i dziwnego roku Diamentowego Psa. Przygotowywałam się do analizy ich drugiego, najbardziej elektronicznego albumu "Birds of Passage" ale po wczorajszym wieczornym wysłuchaniu "Shimmering, Warm and Bright" pomyślałam: "Muszę napisać więcej". Postaram zrobić się to jak najlepiej. Motywuje mnie podobieństwo do Depeche Mode, zwłaszcza we wspomnianym "Birds of Passage" oraz fakt,że muzyka Bel Canto, zwłaszcza ich baśniowa melodyczność i harmonijność sprawia, że są bardzo filmowi.

When do you hide in your dream
Do you look behindPlay around with the truth
Constructed in your mind
Well, do you know where to startAnd do you see the end


To zwrotka z "Blank Sheets", piosenki która pojawiła się na pierwszym albumie "White-Out Conditions" z 1987. Ich historia zaczyna się, jeśli wierzyć wyliczeniom, około 350 kilometrów za kołem podbiegunowym w Tromso w 1985 roku. Instrumentalista Nils Johansen i aranżer Geir Jennsen odkrywają szesnastoletnią Anneli Drecker o niespotykanym talencie wokalnym. Posiada subtelny i dramatyczny głos, który dzięki eteralności przypomina Lisę Gerrard. Nazwa zespołu oznacza 'piękny śpiew' i mimo problemów z wytwórniami muzycznymi, nie ma wątpliwości, że połączenie brzmienia syntezatora z odrobiną folku właśnie przypomina najpiękniejszą melodię. Gdyby wysłuchać trzech pierwszych albumów Bel Canto, jeden po drugi, dzięki otwartej wyobraźni można przenieść się w pełne niespodzianek podróże. Zazwyczaj są nieograniczonę i wskazują różne rzeczy. Raz to ból pierwszych miłości, za drugim to tajemnica, nawet element grozy, jak w przypadku "Łamacza Bałtyku". W połączeniu z rytmiką instrumentów oraz uroczo wabiącym głosem Anneli tworzy się ostrzeżenie:

 The scratching, the screaming, the whining
 You're frozen to death
 Or is it just the sounds of ice
 Under your keel

Bel Canto umiejętnie łączy chłód alterantywnych lat 80 z mistycznym przekazem. Zakrawa to o niespotykaną legendę.
W przypadku "White-Out Conditions" pojawiają się również momenty magicznie-piękne, które odprowadziły mnie w myślach do zagubionego domu państwa March z "Małych kobietek". Często przypominają również złożony stylistycznie Dead Can Dance (Agassiz).
Na ich drugiej płycie, która przypomina niezbadane pasmo górskie, pod karmazynowym niebem zmieniającym się w zorzę polarną z promenadą gwiazd, znajduje się piosenka "Glassmaker". Najpierw przeniosłam się do tajemniczego mroku z dzieła Herzoga "Herz aus Glas" z 1976, potem do wielobarwnych Indii, z podkłasem niczym z "Samsary" lub wcześniejszej "Baraki". Uwielbiam brak ograniczenia u Bel Canto, balansujące pomiędzy folkiem a głębokim orientalizmem. Nie umiem dokładnie tego zinterpretować, ale wizyjność Bel Canto porusza a horyzonty wydają się po prostu nie istnieć. "Time Without End" skojarzyłam z podróżą kosmiczną, międzyplanaterną. Melodia przypomina, odlot statku z "Odysei kosmicznej" bądź poznawanie drogi życia w "Avatarze". Tym bardziej, że utwór kończy nomem omen "Picnic on the moon". Jeżeli BC nie jest z naszego świata, to prawdopodobnie pochodzi a anielskiego.
Szkoda, że tak światny aranżer jak Geir Jennsen odszedł z zespołu w 1989, kontynuując solową działalność muzyczną jako Biosphere. Kolejny album "Shimmering, Warm and Bright" stał się najbardziej mistyczny, Beksiński powiedziałby o "Bajkowej tajemniczości". Z mojej nieobiektywnej perspektywy, wole dwa pierwsze albumy ze względu na elektroniczne nasycenie, ale to tylko mój postwilderowski syndrom. Póżniejszy eteryzm u Bel Canto staje się bardziej intesywniejszy i delikatny jednocześnie. Za nim o tym, cytat z "Look 3" -  zwieńczenie "Birds of Passage. 
                                                               
       
 Good nature

 And discretion makes a team

"Das Gesichte einer Mutter" - westchęłam to brzmi jak baśń. Na szczęście bardzo mądra osoba uświadomiła mnie: "To baśń Andersena". Rzeczywiście, słuchając Bel Canto, powracałam do Andersena, przypomniałam sobie nagle "Ole zmruż oczko" całe kontinuum baśni, które znałam w dzieciństwie. Słowa - nostalgicznie i uczuciowo śpiewane przez Anneli stają się łącznikiem pomiędzy przeszłością, teraźniejszością a przyszłością, podłożem do wspomnień. 

And you interrupt my dream, you interrupt me

The kites fly up high, I'm free, I run
But from heaven fall the bluebirds, they hit the ground

Czasami to czulsza wersja psychodelicznego wstępu ze "Station to station" Davida Bowie. Nie mogę napisać o tym "nieznanym"gdy właśnie takie ma pozostać. Jedno jest pewne - przez zacierane granice i ogromnę serce zespołu, można odkryć coś nieziemskiego. 


Dziękuję bardzo pewnej osobie, która pokazała mi Bel Canto, otworzyła mi oczy na różne horyzonty muzyczne. Dzięki niej odkryłam również Marillion, Sex Pistols (czyli Public Image Ltd też), Siouxsie and the Banshees, Jeffa i Tima Buckleyów, Dead Can Dance, Cocteau Twins, Stinę Nordestam, Jarboe, na nowo Joy Division, The Doors... Dziękuję

https://www.youtube.com/watch?v=ofwxBYFvdGg

Komentarze